Page 318 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 318
Podczas sesji negocjacyjnej, która odbyła się jakiś czas później, Hausfeld
próbował podstępem zrównać niewolników i robotników przymusowych,
stawiając w niektórych swoich dokumentach ukośnik pomiędzy tymi
dwoma wyrazami. Powiedziałem mu bez ogródek, że to, co robi, jest „po
prostu hańbieniem pamięci o Zagładzie”. Wówczas Hausfeld ze spokojem
oskarżył mnie o nieznajomość angielskiego: „Panie Kent, sądzę, iż nie do
końca rozumie pan język angielski. Nie to miałem na myśli”.
Odparłem równie spokojnie: „Właśnie dlatego, że doskonale rozumiem
angielski, powtórzę to, co powiedziałem wcześniej. Hańbi pan swoją osobą
pamięć o Zagładzie. Do tego pozostaje pan w konflikcie interesów, reprezen-
tując dwa typy klientów – niewolników i robotników przymusowych. Według
mojej najlepszej wiedzy jest to nieetyczne. Nie ma pan wyrzutów sumienia?”.
Nie można było uniknąć walk pomiędzy hordami adwokatów a Niem-
cami. Stawką była ogólna kwota rekompensat oraz podział pieniędzy
pomiędzy poszczególne kategorie i kraje. Ocalali obawiali się, iż owe walki
wewnętrzne wywołają wrażenie, iż ci, którzy przeżyli Zagładę, są zaintere-
sowani wyłącznie pieniędzmi. Ja sam byłem równie mocno przekonany, iż
większość prawników – o ile nie wszyscy – myśli wyłącznie o spodziewa-
nych milionowych honorariach. W ich oczach widziałem chciwość godną
gorączki złota. Dla nich sprawa była i tak wygrana, chodziło tylko o to,
jakiego rozmiaru będą ich garnki ze złotem.
Przepełniony niesmakiem, przedłożyłem dwa niepodlegające negocja-
cjom warunki, mówiąc, że bez nich ocalali z Holokaustu nie zaakceptują
żadnej umowy z Niemcami. Po pierwsze, rząd i przemysł niemiecki muszą
wystosować pełne i szczere przeprosiny za swoje postępowanie podczas
Holokaustu. Po drugie, praca niewolnicza i przymusowa będą określane
jedynie nazwami, nie zaś kategoriami numerycznymi w rodzaju „grupa
A i/lub grupa B”. W żadnym wypadku nie zgodzimy się na określanie nas
za pomocą numerów.
Pierwszy warunek był zrozumiały, lecz musiał jeszcze zostać prze-
trawiony i przyjęty przez Niemców. Oczywiście w kwestii przeprosin nie
obyło się bez walki. Szczególnie Lambsdorff uparcie się temu sprzeciwiał.
Naciskano na mnie, abym się wycofał, lecz nie ugiąłem się. Powtarzałem
jak mantrę: „nie ma przeprosin, nie ma umowy!”.
Drugi warunek był sformułowany równie stanowczo jak pierwszy.
Wyjaśniłem, że byliśmy numerami podczas Zagłady i nigdy więcej nie
pozwolimy określać się w ten sposób.
318