Page 27 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 27
Jako najstarszy syn mogłem od czasu do czasu towarzyszyć ojcu
w wyjazdach służbowych do Warszawy. Owe podróże, poznani w ich
trakcie przedsiębiorcy oraz sposób, w jaki ojciec ubijał interesy, wywarły
na mnie trwałe wrażenie. Pamiętam, że większość umów zawierał za
pomocą słowa i uścisku dłoni, bez potrzeby podpisywania oficjalnych
dokumentów czy obecności prawników. Tata nauczył mnie, że słowo
zobowiązuje.
Moje pozostałe kontakty ze światem biznesu na wczesnym etapie
życia polegały głównie na wizytach w niewielkich fabryczkach, którym
ojciec wynajmował pomieszczenia. Jedną z nich była fabryczka mydła,
należąca do pana Firsta. Jako dobry przyjaciel rodziny pan First pozwa-
lał Leonowi i mnie wchodzić do hali i przyglądać się produkcji mydła.
Dobrze się tam bawiliśmy, ale było coś jeszcze lepszego, istny raj: fabryka
czekolady. Nie było nic wspanialszego, szczególnie że pozwalano nam
wyskrobywać resztki z dna kociołków.
Kiedy dzisiaj rozpamiętuję przeszłość, dociera do mnie, jak szczegól-
nym i wyjątkowym człowiekiem był mój ojciec. Nigdy nie powiedział
o nikim złego słowa, wyrażał się w sposób łagodny i ufali mu wszyscy,
których znał. Wiele lat po wojnie moja żona Hana i ja spotkaliśmy się
z Kazimierzem, dawnym kierownikiem fabryki – chciał rozmawiać
tylko o ojcu i o tym, jak wiele dla niego znaczył. Chciał, żeby Hana zro-
zumiała, kim był mój ojciec. „Pan Kniker był bogatym człowiekiem; ja
byłem biednym człowiekiem” – powiedział. „Pan Kniker był kapitalistą;
ja byłem socjalistą. To mu nigdy nie przeszkadzało, w najmniejszym
stopniu. Przychodził do mnie do domu, bawił się z moim dzieciakiem
i zawsze przynosił mu zabawki. Ilu ludzi robiło takie rzeczy? Dla mnie
był prawdziwym człowiekiem, uwielbiałem go za to i szanowałem”.
Może właśnie z powodu owych szczególnych cech charakteru Taty nie
przypominam sobie żadnej kłótni, a nawet sprzeczki, pomiędzy moimi
rodzicami. Mama nie chciała go obciążać sprawami domowymi ani kło-
potami z dziećmi. Wiedziała, jak ciężko pracuje i nie chciała dokładać
mu stresu. Możliwe, że atutem w tej sytuacji był również piękny głos
Mamy – kiedy któreś z nas zapadło na typową chorobę wieku dziecięcego,
śpiewała nam, abyśmy zapomnieli o bólu i złym samopoczuciu.
Tata z kolei nie miał dobrego głosu, ale uwielbiał słuchać śpiewu Mamy.
Lubił także słuchać muzyki z radia – często wieczorami widywaliśmy go,
jak nastawia aparat, aby złapać jakąś operę lub muzykę nadawaną z Rosji.
27