Page 138 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 138
się z bolesną i smutną świadomością, iż po przejściu przez getto, obozy
koncentracyjne i całą wojnę Dasza prawdopodobnie niedługo już będzie
z nami. Moja kochana siostra stała się szkieletem, a ze swojego smutnego
doświadczenia wiedziałem, że jej dni są policzone.
Oczywiście cieszyliśmy się wraz z Renią, która nieprzerwanie siedziała
przy łóżku Daszy, lecz jej stan przyćmiewał naszą radość. Moja kochana
siostra była muzułmanem skazanym na śmierć. W jej ciele zanikło wszystko
z wyjątkiem oczu.
Po chwili rozmowy Dasza była tak wyczerpana, że zamknęła oczy
i zapadła w niespokojny sen. Wówczas oswobodziliśmy ręce z jej uścisku
i odsunęliśmy się na bok, aby omówić sytuację z Renią. Powiedziała nam,
że Szwedzki Czerwony Krzyż postanowił zabrać część chorych ocalałych
do Szwecji i umieścić ich w ośrodkach medycznych, aby zapewnić im
opiekę nieosiągalną w Niemczech. Przed ich wyjazdem rozmawialiśmy
jeszcze z kilkoma lekarzami i personelem szpitala. Potwierdzili, że pomimo
odnalezienia rodzeństwa dalsze pozostawanie w Niemczech nie byłoby
w interesie Daszy, ponieważ oznaczałoby pewny wyrok śmierci.
Ogólnie lekarze zgadzali się, że, tak czy inaczej, szanse Daszy są zni-
kome. Jej stan był zbyt zaawansowany i nawet przy najlepszej możliwej
terapii w Szwecji prawdopodobieństwo, że przeżyje, było bardzo, bardzo
niewielkie. Uznali jednak, że nawet jeśli szansa jest jedna na milion, Dasza
musi jechać, aby mieć możliwość przeżycia.
Czuliśmy się zrozpaczeni. Byliśmy znowu razem, lecz wiedzieliśmy, że
potrwa to tylko krótką chwilę, ponieważ Dasza znowu nas opuszcza, a Renia
jedzie razem z nią. Leon i ja pocieszaliśmy się myślą, że odnaleźliśmy siostry.
Przynajmniej Dasza miała szansę zobaczyć nas przed śmiercią, a Renia
nadal będzie z nami. Czekała nas jeszcze informacja o losie Mamy, lecz
mogliśmy znieść tylko jeden szok naraz.
Przez odjazdem sióstr znaleźliśmy chwilę, aby usiąść z Renią i wysłu-
chać jej zwięzłej relacji o tym, co się z nimi działo po naszym rozdzieleniu
w Auschwitz. Powiedziała nam, że Mama nie została wysłana do komory
gazowej i że zostały we trzy tam i w innych obozach. Potem w jednym
z obozów Mama zachorowała i zabrano ją do „szpitala”. Wpadła przy jednej
z okresowych czystek. Dołączyła do dusz wzlatujących w powietrze z błę-
kitnym dymem nieustannie wydobywającym się z kominów i ulatującym
kłębami w niebo. Teraz wiedzieliśmy już to, czego nigdy nie chcieliśmy
wiedzieć ani nawet sobie wyobrażać: nasza ukochana matka nie żyła.
138