Page 141 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 141

Wyruszyliśmy w podróż solidnie zaopatrzeni w czekoladę i kartony ame-
            rykańskich papierosów, przygotowani do ubicia poważnego interesu.
               Wiedzieliśmy, że papierosy stanowią kontrabandę, ukryliśmy je więc
            w kilku starych walizkach i przykryliśmy ubraniami. Trudno było trafić na
            instrumenty, lecz jeśli ktoś je miał, nie mógł oprzeć się pokusie wymienienia
            ich na amerykańskie papierosy i czekoladę. Po paru dniach dysponowa-
            liśmy sporą liczbą saksofonów, klarnetów, fletów i innych przenośnych
            instrumentów, które mieściły się w naszych walizkach.
               Kiedy jednak pewien czeski muzyk w Kraslicach zobaczył nas z tymi
            wszystkimi instrumentami, z których jeden wcześniej bezskutecznie pró-
            bował nabyć, doniósł na nas. Poszedł na komisariat policji i oskarżył nas
            o czarnorynkowy handel, co było poważnym zarzutem, mogącym zapro-
            wadzić nas za kratki. Policjanci szybko nas zatrzymali, a kiedy zorientowali
            się, ile instrumentów mamy ze sobą, nie chcieli słuchać naszych wyjaśnień.
               Zabrano nas na komisariat, gdzie kilku urzędników przesłuchało nas
            i zadecydowało, że nie zostaniemy wypuszczeni, dopóki sprawy nie roz-
            patrzy sędzia. W teorii było to prawidłowe działanie, lecz rzeczywistość
            wyglądała inaczej. Był późny wieczór, nie było możliwości sprowadzenia
            sędziego, a to oznaczało, że Jack i ja spędzimy przynajmniej tę jedną noc
            w areszcie. Zasmakowawszy kilku miesięcy wolności, znowu znalazłem
            się w zamknięciu. Nie był to co prawda obóz koncentracyjny, lecz byłem
            uwięziony i nie wiedziałem, co przyniesie następny dzień.
               Ponowna utrata wolności po tak krótkim czasie wywołała falę nieprzy-
            jemnych wspomnień. Wystarczył sam odgłos zamykanych stalowych drzwi
            i konieczność przebywania w ciasnej celi. Spędziłem w tej klatce bezsenną
            noc, a następnego dnia zgodnie z zapowiedzią zostaliśmy doprowadzeni
            przed oblicze sędziego. Okazałem mu list polecający od amerykańskiego
            komendanta potwierdzający, iż dokonałem zakupu instrumentów w imie-
            niu armii amerykańskiej. To uratowało nam skórę.
               Sędzia również był w czasie wojny więziony przez Niemców za działalność
            wywrotową i został wyzwolony przez Amerykanów. Okazał nam współczucie
            i wyraził żal z powodu trudności, na które zostaliśmy narażeni. Z radością
            opuściliśmy Czechosłowację.
               Później wspominałem tę noc spędzoną w czeskim areszcie za każdym
            razem, kiedy widziałem występy Happy Boys. Z czasem instrumenty zaczęły
            symbolizować narodziny i rozwój zespołu, składającego się z siedmiu przed-
            wojennych muzyków. Jack, Joe, Leon i ja byliśmy agentami, producentami


                                                                         141
   136   137   138   139   140   141   142   143   144   145   146