Page 115 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 115

Po kilku tygodniach sytuacja znowu uległa zmianie. W środku dnia pracy
            kazano nam się stawić na Appellplatzu, co było bardzo niezwykłą sytu-
            acją. Kiedy godzinami staliśmy na baczność, zaczęły krążyć plotki. Jedna
            z nich głosiła, że przybył pociąg pełen dorosłych więźniów z Auschwitz
            i mamy być za nich „wymienieni”. Według innej z kolei zaginęło dwóch
            chłopców i Niemcy urządzili na nich obławę z psami. Ponieważ u Niem-
            ców liczby zawsze musiały się zgadzać, mieliśmy tam stać, dopóki ich nie
            znajdą.
               Po kilku godzinach kapo i ich wygłodniałe psy przywlekli dwóch chłop-
            ców na Appellplatz. Przez czysty przypadek znaleźli się na klęczkach tuż
            obok mnie. Kiedy zbliżył się komendant obozu, usłyszałem, jak mówi do
            swoich podwładnych: „Skoro ci dwaj mieli dość odwagi, żeby się ukryć, to
            niech tu zostaną”.
               Dla mnie mogło to oznaczać tylko jedno: pozostali będą wysłani do
            krematoriów w Auschwitz.
               Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób udało mi się zebrać na odwagę i to
            zrobić. Słowa komendanta nadal dźwięczały mi w uszach; wyskoczyłem
            z rzędu więźniów, spojrzałem mu prosto w oczy i powiedziałem: „Panie
            komendancie, jestem tu z bratem. Obaj jesteśmy młodzi i silni i chcieli-
            byśmy tu zostać i pracować”.
               Kommandant miał trzy złowrogie możliwości. Mógł stłuc mnie na
            kwaśne jabłko, chwycić broń i zastrzelić mnie, albo kazać mi wracać do
            szeregu. Widziałem już przedtem, jak to robił i samo patrzenie na niego albo
            podchodzenie zbyt blisko narażało mnie na niebezpieczeństwo. Zadziała-
            łem instynktownie. Nie pomyślałem o konsekwencjach tego zuchwałego
            czynu.
               Komendant patrzył na mnie przez kilka sekund, z których każda wyda-
            wała się godziną. Zapytał, gdzie jest mój brat. Wskazałem na Leona, a wów-
            czas kazał mu wystąpić. Nie posiadałem się z radości, kiedy powiedział, że
            my dwaj możemy zostać w obozie. W tym momencie pewien Żyd, stojący
            obok wraz z kilkoma innymi, aby dopilnować transportu dzieci, powiedział
            komendantowi, że ma tu bratanka i zapytał, czy także mógłby zostać.
            Komendant zgodził się.
               W ciągu następnych paru dni dowiedzieliśmy się o niesamowitym,
            przedziwnym zbiegu okoliczności, który miał miejsce podczas wymiany
            dorosłych na dzieci. Z Auschwitz przyjechało 800 osób, zaś w obozie było
            805 dzieci, czyli o pięciu niewolników więcej.


                                                                         115
   110   111   112   113   114   115   116   117   118   119   120