Page 116 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 116
Ostatecznie okazało się, że nasza piątka została, gdyż wymiana musiała
być równa: 800 dorosłych za 800 dzieci. Tylko dokładna zamiana liczb
satysfakcjonowała niemieckich księgowych.
800 chłopców deportowanych z Gross-Rosen zostało wysłanych bez-
pośrednio do komór gazowych w Birkenau. Owe makabryczne informacje
otrzymaliśmy od życzliwego niemieckiego strażnika, którego nazywaliśmy
Mosze Rabejnu – nasz rabin Mojżesz. Mosze Rabejnu był jedynym ludzkim
Niemcem, jakiego kiedykolwiek spotkałem przez cały czas spędzony w obo-
zach, stąd jego przezwisko. Był o wiele starszy od pozostałych strażników
i został wysłany do służby w obozie po tym, jak odniósł rany podczas walk
na froncie wschodnim.
Dowiedziawszy się o losie chłopców z tak wiarygodnego źródła, zro-
zumieliśmy, jakie mieliśmy szczęście, że nadal żyjemy. Pięciu z ośmiuset
pięciu. Zastanawiałem się, jak przedziwną walką jest przetrwanie. Moją
radość z faktu, iż nadal oddycham, studziła świadomość, że tylu moich
kolegów nie żyje i już nigdy więcej ich nie zobaczę.
Bycie jednym z zaledwie pięciorga dzieci w obozie pełnym dorosłych
wiązało się z pewnymi przywilejami. Przede wszystkim nie musieliśmy
już udawać, że jesteśmy starsi. Strażnicy, kapo i blokowy wiedzieli, kim
jesteśmy i gdzie mieliśmy się znaleźć. Niemcy nie wysyłali nas do pracy
w lesie czy kamieniołomach, ani też nie wyznaczali nam żadnych zadań
na zewnątrz. Przydzielano nas do pracy w barakach, kwaterach Niemców
albo w kuchni. To pozwoliło nam odzyskać siły fizyczne i psychiczne.
Wraz z lepszym wyżywieniem i bez ciągłego widma nadzoru i wyrywko-
wego bicia mój umysł stał się jaśniejszy, zaś myśli zwróciły się ku tęsknocie
za rodziną i przyjaciółmi. Leon i ja ciągle rozmawialiśmy o Mamie i siostrach
i zastanawialiśmy się, kiedy znowu je zobaczymy. Nigdy nie pozwalaliśmy
sobie na myślenie, że nie żyją. To tylko kwestia czasu, mówiliśmy sobie,
kiedy znów się spotkamy.
Jedzenie i ubranie nie stanowiły już problemu, ponieważ Niemcy bar-
dziej o nas dbali. Byliśmy dość zdziwieni, że tak łatwo przyzwyczailiśmy
się do nowych, lepszych warunków i mieliśmy nadzieję, że tak już zostanie
do końca wojny. Lecz nasze dni w „raju” były policzone. Obóz miał zostać
zamknięty, a my przeniesieni. Nie cieszyłem się z kolejnej podróży w nie-
znane.
116