Page 102 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 102
na biało-błękitny dym wydobywający się z pobliskich kominów i powie-
dzieli, że my także pójdziemy z dymem, jeśli nie oddamy im wszyst-
63
kiego. Swoje rozkazy akcentowali uderzeniami kolb i kańczugów .
Moje słownictwo wzbogaciło się nagle o słowa „komora gazowa”
i „krematorium”.
Całymi setkami zostaliśmy wepchnięci do sporego pomieszczenia
z prysznicami pod sufitem i staliśmy tam, drżąc w strumieniach bardzo
zimnej wody. Po wygonieniu nas spod pryszniców wręczono nam źle
dopasowane, wytarte uniformy i drewniane buty – i biada temu, kto
narzekał. Odpowiedzią było uderzenie kańczugiem. Ktoś zorientował
się, że musimy się powymieniać. Nie miałem wówczas pojęcia, jak ważne
jest, aby drewniane buty dobrze pasowały. Później mogło to stanowić
różnicę pomiędzy życiem a śmiercią.
Przez cały ten czas działałem na autopilocie.
Podzielono nas na mniejsze grupy i poprowadzono z łaźni do baraku
– długiego, drewnianego budynku. Zauważyłem, że dookoła, jak okiem
sięgnąć, stały rzędy takich samych budynków z kominem wystającym
z dachu. Wewnątrz dostrzegłem w samym środku ogromnego pomiesz-
czenia pojedynczy piecyk, zaś po obu jego stronach rzędy podwójnych
prycz pod bocznymi ścianami. Kiedy weszliśmy tam po południu, barak
był pusty.
Wepchnięto nas do środka i kazano iść dalej, żeby inni mogli wejść.
Pomieszczenie wypełniło się ludźmi; musieliśmy przepychać się na pry-
czach, żeby zrobić miejsce dla dodatkowych więźniów. Na jednej pryczy
musiało się zmieścić trzech do pięciu ludzi. Warunki były straszne, lecz
jedynym pocieszeniem był fakt, iż Leonowi i mnie udało się zostać razem.
Piecyk ogrzewał jedynie niewielki obszar wokół. W mroźne noce
ogrzewało nas nikłe ciepło własnych ciał, powstałe dzięki ściśnięciu się
razem. W pobliżu nie było toalet ani latryn. Do naszego użytku pozosta-
wał jedynie rząd otworów, gdzie musieliśmy stać we własnych odchodach.
System gettowy był piekielnym wynalazkiem, tutejszy jednak, skła-
dający się z metod opracowanych przez Niemców w celu wykorzenienia
jakiegokolwiek poczucia godności, jakie jeszcze mogliśmy posiadać,
był znacznie bardziej diaboliczny. W ten sposób „zmiękczali” nas przed
zniszczeniem. Wielu moich współwięźniów uległo psychologicznym
63 Kańczug – skórzany bicz z rękojeścią.
102