Page 97 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 97

Naszym oczom nie dano szansy przyzwyczaić się do intensywnego,
            oszałamiającego światła. Kiedy próbowaliśmy się pozbierać i obudzić
            ze stanu półświadomości, usłyszeliśmy rozkaz „Alle raus!” („Wszyscy
            wychodzić!”). Dziwne, lecz był on mile widziany. Wszyscy, którzy jeszcze
            byli w stanie poruszać się o własnych siłach, z ulgą opuścili przesycony
            uporczywym, nieznośnym smrodem wagon i zaczerpnęli pierwszy od
            wielu dni haust świeżego powietrza.
               Na peronie rozgrywała się niezrozumiała scena. Psy szczekały, war-
            czały i atakowały; ludzi bito do nieprzytomności, jeżeli nie poruszali się
            dostatecznie szybko, zaś mężczyźni w pasiastych uniformach mieszali
            się z tłumem więźniów, popychając ich i ustawiając w szeregi.
               Ponad tym hałasem docierały do mojej świadomości wyraźne,
            nabrzmiałe strachem głosy kobiet i dzieci. Cienkie szlochanie dzieci,
            do utraty tchu, stanowiło najboleśniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek
            w życiu słyszałem. Prześladuje mnie on do tej pory. Często zastanawiam
            się, czy ich płacz kiedykolwiek przebił się przez bramy niebios. Opisy
            dantejskiego piekła bledną w porównaniu ze sceną, która rozgrywała
            się wówczas przede mną.
               Kilka chwil po wygramoleniu się z wagonu, zanim jeszcze zdołałem
            pozbierać myśli i zastanowić się, co się może stać z moją rodziną, ludzie
            w pasiakach otoczyli naszą grupę wrzeszcząc: „Alle raus. Laufen! Macht
            schnell!” („Wszyscy wychodzić. Biegiem! Szybko!”) i akcentując komendy
            uderzeniami strasznych batogów. Niemcy bezlitośnie bili twardymi
            kolbami karabinów i strzelb każdego, kto nie poruszał się dostatecznie
            szybko albo wszedł im w drogę.
               Szybkie poruszanie się po dniach spędzonych w ścisku i tłoku w wago-
            nie było prawie niemożliwe. Ledwie mogłem ruszać nogami, oczy bole-
            śnie usiłowały przystosować się do światła, przerażały mnie atakujące
            zewsząd żałosne okrzyki. Już byliśmy ofiarami wykalkulowanej niemiec-
            kiej strategii wywoływania natychmiastowej paniki i strachu. Udało im
            się to nad podziw skutecznie.
               Jeden z naszych współtowarzyszy podróży był w getcie policjantem,
            a skoro przeżył aż do tej pory, uznał, iż może wykorzystać swoją pozycję
            dla polepszenia własnej sytuacji. Po wyjściu z wagonu oświadczył męż-
            czyznom w pasiakach, że był policjantem w getcie i chętnie pomoże im
            w pracy. Gdy tylko mężczyźni to usłyszeli, skoczyli na niego i zaczęli bić
            po głowie i całym ciele. Kiedy już leżał na ziemi, kopali go w głowę i kark,


                                                                          97
   92   93   94   95   96   97   98   99   100   101   102