Page 54 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Getto walczy" Marek Edelman
P. 54

Niemcy postanowili za wszelką cenę zlikwidować getto warszaw-
           skie. Dnia 19 kwietnia 1943 r. o godz. 2 w nocy nadchodzą pierwsze
           meldunki od naszych wysuniętych czujek, że niemiecka żandarmeria
           i polska policja granatowa obstawiają w odstępach 25-metrowych ze-
           wnętrzne mury getta. Natychmiast zaalarmowano wszystkie  grupy
           bojowe, które o godz. 2 min. 15, to znaczy 15 minut później, zajęły
           swoje stanowiska bojowe. Zaalarmowana przez nas cała ludność cy-
           wilna udaje się natychmiast do przygotowanych schronów i schow-
           ków w piwnicach i na strychach. Getto jest wymarłe – nigdzie żywej
           duszy, czuwa tylko ŻOB.
             O godz. 4 nad ranem Niemcy w małych grupach po trzech, czte-
           rech, pięciu (by nie wzbudzić czujności ŻOB i ludności) zaczynają
           wkraczać na tereny międzygetta. Tam się dopiero formują, ustawiają
           w plutony i kompanie. O godz. 7 rano wkraczają na teren getta woj-
           ska zmotoryzowane, czołgi i samochody pancerne. Na zewnątrz Niem-
           cy ustawiają artylerię. SS-mani są już teraz gotowi do ataku. Sprę-
           żystym, donośnym krokiem w zwartych szeregach wkraczają w jak-
           by wymarłe ulice getta centralnego. Wygląda na pozór tak, jakby ich
           triumf był kompletny, jakby garstka śmiałków ulękła się tej wyśmieni-
           cie uzbrojonej i wyposażonej, nowoczesnej armii. Jakby nagle ci nie-
           dorośli chłopcy zrozumieli, że nie ma celu porywać się z motyką na
           słońce. Że na każdy ich pistolet przypada więcej kaemów niemieckich,
           niż oni mają do niego naboi.
             Ale nie, myśmy się nie przestraszyli i nie byliśmy zaskoczeni. Cze-
           kaliśmy tylko odpowiedniego momentu. Nastąpił wkrótce. Gdy Niem-
           cy rozłożyli się u zbiegu Miłej i Zamenhofa obozem, zabarykadowane
           w czterech rogach ulicy grupy bojowe otworzyły, jak to się mówi
           w terminologii wojskowej, koncentryczny ogień. Wybuchły pociski
           z nieznanej broni (to granaty naszej własnej produkcji), serie z pisto-
           letu automatycznego pruły powietrze (trzeba oszczędzać amunicję),
           gdzieś dalej szczękały karabiny. Tak to się rozpoczęło.
             Niemcy próbują uciekać, ale droga jest zamknięta. Na ulicy pełno
           trupów niemieckich. Ocaleli jeszcze szukają osłony w pobliskich skle-
           pach i bramach. Ale schronienie okazuje się niedostateczne. „Boha-
           terscy” SS-mani wprowadzają więc do akcji czołgi, pod osłoną któ-
           rych niedobitki 2. kompanii mają rozpocząć „zwycięski“ odwrót. Ale
           i te nie mają zbyt wielkiego szczęścia. Pierwszy czołg spłonął od wy-
           buchu naszej butelki zapalającej. Pozostałe nie zbliżają się do naszych

                                    – 52 –
   49   50   51   52   53   54   55   56   57   58   59