Page 91 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 91
się w oknie w ramie od firanki. Usiłuję zasnąć, przykryty starym płaszczem
Gerszona Olbrzyma. Uwagę moją skupia duży zegar z głową smoka, z różo-
wym wahadłem podobnym do języka. W paszczy tkwi okrągły zegar, jak kość
w gardle. Może to jest przyczyna, dla której ma taki groźny wygląd.
Blady, zmęczony księżyc zatrzymał się na chwilę w oknie. Jego zmęczenie
przypomina mi mamę. Przyglądała mi się zatroskana, zmęczona i wydawało
mi się, że jest ukrzyżowana na ramie okiennej.
Budzi mnie ze snu natarczywy turkot zegara. Ma ochrypły, starczy dźwięk.
Malka dostała ten zegar w ślubnym prezencie. Nic dziwnego, że jest stary
i ochrypły. W świetle świecy widzę siedzącą na łóżku postać Malki. Z każdym
ruchem jej głowy zmienia się cień pod jej nosem. Z zamkniętymi oczyma
odmawia poranną modlitwę. Do mnie docierają ciche, jak szelest kartek na
wietrze, słowa modlitwy.
Jak to dobrze, że nie muszę wstawać! Na dworze jest noc i zimno. Malka
z trudem wstaje. Jej długi cień dociera aż do sufitu i wygląda jak wisielec.
Potem cień kładzie się na podłodze i razem z białą plamą nocnej koszuli znika
w kierunku pieca. Po kilku chwilach słychać potarcie zapałki i wesołą melodię
palącego się drzewa. W końcu słyszę ciężkie kroki Malki na schodach. O go-
dzinie szóstej znów zjawia się z pełnymi koszami kiszek. Powietrze zapełnia
się lepkim smrodem.
To jest początek dnia. Wszyscy kręcą się wolno po mieszkaniu, na wpół
zaspani, z elementami garderoby w rękach. Te białe ciała, czerwone oczy budzą
we mnie wstręt, ale jednocześnie jakąś ciekawość. Opadłe piersi, gołe pupy
z czarnym trójkątem pod brzuchem budzą we mnie nie tylko zainteresowanie,
ale jakiś wstyd. Zamykam oczy. Ciała nie znikają. Z każdym spotkaniem się
ciał wybucha sprzeczka. Mam wrażenie, że wypełnione są klątwami i gdyby
nie ich usta, chyba by się udławiły.
Mistrzem przekleństw jest Chana, siostra Malki. Każde jej słowo to brud
i trucizna. Spod jej siwych, opadających na twarz włosów świecą oczy, jak
u zwierzaka w klatce. Muszę jednak przyznać, że jej przekleństwa są niebywałe.
Na przykład: „Żeby ci balkon spadł na głowę i żebyś miała trwałą ondulację”
albo „Strać nogę i znajdź sobie miotłę zamiast nogi, to będziesz miał zawsze
czystą podłogę”.
A ja zawsze wyobrażam sobie niskiego, grubego Wolffa, właściciela domu,
z miotłą w tyłku. Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
– Co cię tak rozśmiesza, bękarcie? – pyta Chana, jak gdyby szukała pre-
tekstu do sprzeczki. 91