Page 45 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 45
chwilach zapominałem o wszystkim i wybaczałem jej wszelkie przykrości.
I znowu Esterke była królową. W takich chwilach gotów byłem zrobić dla
niej wszystko.
Kiedy odchodziła ode mnie, siadałem pod drzewem, zamykałem oczy
i budowałem dla niej pałac z bukietów kwiatów. To był odmienny pałac od
wszystkich innych. Wprawdzie nigdy w życiu nie widziałem pałacu, ale ten,
który ja zbuduję, nie będzie podobny do żadnego innego. Dach będzie wy-
soki, pokryty niebieskimi kwiatami. Będzie tak wysoki, że wszyscy zobaczą
go z daleka i nikt nie będzie musiał go szukać. Ściany będą z róż. Dookoła
pałacu dróżki z sasanek, jak kobierzec królewski.
Kiedyś oglądałem u Bronka książkę z bajkami. Na pierwszej stronie na-
rysowany był zamek z wieżami, a w każdej wieży stali żołnierze z pałaszami
w ręku. Nosili oni tarcze, a na tarczach widniały czarne krzyże. Żołnierze
mieli twarze złych gojów, i to było straszne.
Śniłem dalej… W pałacu, który ja zbuduję, będzie także synagoga, po-
dobnie jak u każdego Żyda. Nie jak u nas – brudne podwórze, ciemność
i smród. Modlący nie będą przychodzić w czarnych ubraniach. Nie będzie
też chust modlitewnych, które zakrywają twarze. U mnie w synagodze będzie
obowiązywać prawo: Należy przychodzić w ubraniach we wszystkich kolo-
rach tęczy. Ubrania mają być błyszczące, podobne do jedwabnego płaszcza
bogacza Wolffa. W mojej synagodze nawet nie trzeba będzie się modlić,
wszystko będzie oczywiste, dzięki zasługom anioła odpowiedzialnego za
dom przy ulicy Zgierskiej 38. Anioł ten zamelduje Bogu: „Panie Boże, na
dole wszystko jest w porządku”. Bóg zatrze ręce z zadowolenia, uśmiechnie
się i zacznie wydawać dźwięki podobne do tych, jakie wydają Żydzi w szabas
po czulencie: „Aj, aj, aj, aj, aj”.
Esterke zasługuje na taki pałac, bo ona jest inna niż wszyscy. Jej zapach jest
odmienny. Nagle, jak w bajce, zjawiła się blisko mnie w białej sukience, bosa.
We włosach miała kwiat. Schowałem się za drzewo, żeby mnie nie widziała.
Była tak bliziutko, że po prostu mogłem ją dotknąć. Esterke kroczyła niczym
księżniczka. Coś we mnie śpiewało. Zatrzymała się na parę chwil, rozglądała się
kilkakrotnie dookoła. Z twarzy jej padała jakaś światłość. Bałem się, że mnie
dostrzeże. Pożerałem ją wzrokiem spomiędzy gałęzi. W pewnej chwili Esterke
usiadła, uniosła swoją królewską sukienkę. Widziałem jej zadek koloru czeko-
lady, a w szparze między nogami kiwała się gruba, brązowa świeca. Okropny
smród zapełnił powietrze. Zamknąłem oczy. Do uszu moich dochodziły
głosy wysiłku i jęki. Zacząłem uciekać, uciekać, uciekać. Tylko uciec. To nie 45