Page 43 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 43

– Obróciła się, rozejrzała dookoła, by sprawdzić, czy nie ma kogoś w pobli-
             żu. – Weź, to są pieniądze, które dostałam za to. Żeby tego nikt nie widział,
             a szczególnie Kazik. W zasadzie on mi zabiera wszystkie pieniądze. Nadejdzie
             dzień, kiedy go zamorduję. Jeżeli któregoś dnia grupa się rozpadnie, ty i ja
             będziemy wędrować razem, naturalnie i Szmelke! – dodała ze śmiechem. –
             Czemu z ciebie jeszcze dzieciak? Gdybyś był trochę starszy, to wtedy… – Nie
             skończyła zdania, wpatrzona w jakiś punkt przed sobą. Zdaje się, że o mnie
             w ogóle zapomniała.
                Występy powtarzały się w kółko. Ten sam entuzjazm tłumu. Esterke
             i każdy kolejny wójt zachowywali się podobnie. Te same krzyki, te same
             podarte ubrania.
                W jednej z miejscowości zaaresztowała nas policja. Tego wieczoru ukryli-
             śmy się w gęstym zagajniku. To było po bardzo udanym występie. Przynie-
             śliśmy dużo jadła. Kazik przyniósł też piwo. Siedzieliśmy wokół ogniska, ale
             tym razem nie śpiewaliśmy. Była jakaś ciężka atmosfera. Wszyscy siedzieli
             zamknięci w sobie. Później każdy znalazł sobie miejsce do spania. Esterke na
             ogół sypiała w objęciach Kazika, ale tej nocy spała sama. Kazik nerwowym
             krokiem chodził tam i z powrotem. Później słyszałem głośną sprzeczkę między
             nimi. Do mnie docierały pojedyncze zdania:
                – Gdybym był wójtem, to byś spała ze mną, co?
                – Nic ci nie jestem winna.
                – Gdzie są pieniądze, które zebrałaś?
                – To są moje pieniądze i zrobię z nimi, co mi się będzie podobało!
                Zrozumiałem, o jakich pieniądzach mowa. To była paczka, którą dostałem
             od Esterke. Sprawdziłem, czy mam ją jeszcze u siebie, i schowałem w fałdach
             moich spodni.
                Wszyscy poszli spać. Nagle obudziliśmy się otoczeni policją. Okazało się,
             że zapomnieliśmy zgasić ognisko. Wiatr rozniósł po lesie żarzący się węgiel.
             Dookoła nas stało kilku policjantów z groźnymi minami. Dla dokładności, nie
             mieli twarzy, ale okrągłe plamy z wąsami. Oczu nie było widać, zakrywały je
             czapki. Na czele stał niski, barczysty oficer. Nie słyszałem żadnych słów, tylko
             widziałem szybkie, nerwowe ruchy, zupełnie jakby ktoś rozpędzał muchy.
             Nagle się uspokoił. Naprzeciw mu wyszła Esterke. Bosa, owinięta w kołdrę.
             Prawdopodobnie naga od spodu.
                – Dobrze – powiedział po kilku chwilach milczenia – weźmiemy panią
             na przesłuchanie. Reszta może tu zostać.
                Nikt nie zmrużył oka. Siedzieliśmy skupieni, tak jak nam nakazała policja.   43
   38   39   40   41   42   43   44   45   46   47   48