Page 240 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 240

usadowił się na jego czole. I dokładnie słyszeliśmy uderzenia młotka. Chana
           Lea podała Awrumowi kubek zimnej wody z wiadra. Wypił łapczywie. Było
           dla nas jasne, że wojna z aniołem śmierci pochłonęła wszystkie jego siły.
             – Nu, Chana Lea, syn twój wyzdrowieje. Jutro wstanie z łóżka i wszystko
           będzie w porządku.
             Chana Lea próbowała poczęstować nas ciastem. Awrum delikatnie odmó-
           wił. Nie rozumiem, dlaczego świętość i ciasto nie mogą iść w parze. Trochę
           byłem na niego zły. Stracić takie ciasto! Ja chyba nigdy nie zrozumiem świętych.
             Awrum poszedł do następnych dwóch pacjentów, ja wróciłem do maga-
           zynu.
             Od czasu gdy zaczął odwiedzać chorych po domach, żony Wolffa i Feld-
           mana przestały mi dawać dla niego jedzenie
              – Przecież Awrum jada do syta w domach, które odwiedza – mówiły obie
           kobiety – tam dostaje wszystko.
             Widok i smak placków kartoflanych, nadziewanej ryby i galarety wydawały
           mi się snem, który się ulotnił. Już dwie noce śnię o plackach, takich smażonych
           na gęsim smalcu, z krążkami cebuli. Wszystkie ściany wydają mi się pokryte
           plackami. Nie tylko ściany, każda rzecz, której dotknę, zamienia się w placek
           albo w tort wiśniowy oblany czekoladą. Przejście ze snu do rzeczywistości jest
           bardzo trudne. Wydaje mi się, że będę musiał wrócić do pracy do piekarza
           Feldmana. Nigdy w życiu nie wiedziałem, jak łatwo jest się przyzwyczaić do
           dobrych rzeczy i jak trudno jest się od nich odzwyczaić.
             Awruma prawie zupełnie nie widuję. Wraca do domu o północy. A kiedy
           ja wstaję, jego już nie ma. Powoli, powoli nasz kontakt się urywa. Miałem na-
           dzieję, że w piątek i sobotę będę mógł go spotkać i na tej podstawie odnowić
           przydział jedzenia. Nadaremnie.
             W tych dniach Awrum szoruje podłogi w żydowskim szpitalu na ulicy
           Pomorskiej. Ponadto pierze bieliznę w domu starców. Ostatnie dwa dni
           nie widziałem go w ogóle. Po prostu znikł. Bardzo się boję, że nie wróci.
           Byłbym gotów zachorować, byleby siedział koło mnie. Tak bardzo tęsknię
           za nim, że postanowiłem czekać do północy i powiedzieć mu, jak bardzo
           go kocham.
             Późnym wieczorem zamiast Awruma zjawił się niespodziewanie Godel.
           Przyniósł kanapki z czarnego chleba, a na nich masło i plasterki kiełbasy.
           Bardzo mnie zdziwiło, skąd Godel wiedział, że jestem taki głodny. On jednak
           jest moim przyjacielem. Fakt – inni nie przyszli, a on przyszedł, przecież to coś
    240    oznacza. Miałem problem. Jeść masło z kiełbasą jest oczywiście zabronione.
   235   236   237   238   239   240   241   242   243   244   245