Page 169 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 169

– Nu, Awrumie Lajb, co z tobą, co ci się stało? Nie warto brać wszystkiego
             do serca. Jeszcze parę tygodni i będę wolny.
                Nie odpowiadam mu. Czuję jakieś zahamowanie. Aby być bardziej rze-
             czowym, Szymszon pyta z troską, nie patrząc na mnie:
                – Gdzie ty teraz mieszkasz?
                – U Szmila Griba, z Zosią Klops. Ona jednak wyjeżdża. Nie wiem, co
             będzie ze mną.
                Siedzimy z Szymszonem na kamiennej ławce. Ręce jego obejmują mnie
             delikatnie.
                – Awrumie Lajb, mnie zwolnią za parę tygodni. Wynajmiemy pokoik.
                Nie słucham go. Jest dla mnie oczywiste, że nie dotrzyma słowa. Muszę
             sam zadbać o siebie. Głos Szymszona umilkł w próżni pomiędzy ścianami
             a zakratowanymi czarnymi oknami. Do uszu moich docierają zgrzyty żela-
             znych drzwi, otwieranie czy zamykanie kluczami zamków, wrzaski dozorców
             więziennych. Głosy ich przypominają mi szczekanie złych psów uwiązanych
             na zardzewiałych łańcuchach. Dopadł mnie strach, że nigdy stąd nie wyjdę,
             ogarnia mnie zimno i rozpacz. Zosia Klops stoi obok Szymszona z wielkim,
             czerwonym garnkiem. Domyślam się, że w garnku są kotlety. Zosia karmi
             Szymszona kotletami, jeden po drugim, jak małe dziecko.
                – Jedz, jedz, mój ty nieszczęśniku!
                Ręka Szymszona krąży pod suknią Zosi Klops. Ktoś podobny do Godla
             uśmiecha się przyjaźnie do mnie, coś mi opowiada. Dookoła ludzie śmieją się.
                – Nu, Lajbke, wyrosłeś, pokaż mi swoje muskuły!
                Nie pozwalam się dotknąć. Godel się obraził. Odwraca się do mnie tyłem.
             Rozmawia z mamą. Jego mama jest bardziej pochylona, bardziej skurczona.
             Z ich rozmowy wynika, że ojciec Godla także siedzi w więzieniu, tylko w innym
             mieście. Matka Godla płacze. Ociera łzy szarą chusteczką. Może przedtem
             chusteczka była innego koloru, ale tu jest wszystko szare. Godel obejmuje
             matkę, głaszcze ją po głowie i pociesza:
                – Nu, mamo, uspokój się, przecież to nie po raz pierwszy, uspokój się.
                Szmil Grib szepcze coś Szymszonowi do ucha, obydwaj mrugają porozu-
             miewawczo do siebie i ściskają się za ręce. Coś między sobą uzgodnili.
                – Szmil! Pilnuj, proszę, Awruma Lajba!
                – Szymszonie, nie ma problemu.
                Godel wskazuje mnie matce i on też coś jej szepcze:
                – Nie bój się, on będzie u mnie w wypadku, gdyby nie miał gdzie się
             podziać – przyrzeka jego mama.                                        169
   164   165   166   167   168   169   170   171   172   173   174