Page 163 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 163
Nie zdołałem nic więcej powiedzieć. Niebieski fartuch przyłączył się do
wysiłku trzech kobiet i udało im się wyrzucić mnie na schody. Jeżeli nie chcą
mnie słuchać, może uda mi się przekonać Esterke, żeby sama tu przyszła?
Doktor na pewno da jej od razu jakąś odpowiednią maść. I jeżeli ona posma-
ruje tą maścią twarz i czoło, znikną wszystkie krosty, jak gdyby ich nigdy nie
było. Tylko żebym zdążył przybiec do niej prędko.
Jeszcze przed drzwiami magazynu zacząłem krzyczeć z całych sił:
– Esterke, widziałem doktora, on ma dla ciebie maść! Rozmawiałem z nim,
on czeka na ciebie w przychodni.
Z magazynu nie dochodził żaden odgłos. Krzyknąłem jeszcze raz. Spoza
drzwi odpowiedziało mi milczenie. Pchnąłem drzwi z całych sił. Nade mną
wisiały dwie nogi. Potem wszystko odbyło się wolniuteńko, zupełnie jakbym
pływał w wodzie. W górze huśtają się dwie nogi w złotych sandałkach. Wyżej
– spódnica na wpół podarta. Górna część ciała naga. Dwie piersi wyglądały
jak dwie olbrzymie rany. Ponad piersiami twarz pokryta chmarą much. Mię-
dzy muchami rzuca się w oczy duży, niebieski język. Ponad językiem para
wybałuszonych oczu, jak gdyby chciały wyskoczyć z oblicza.
Trzeba sprowadzić lekarza. On ją uratuje! Ja wiem, on ją uratuje!
Nagle zjawia się koło mnie Gecel rzeźnik. Barczysty, z olbrzymim brzu-
chem, owinięty w biały fartuch z plamami krwi.
– No, to było oczywiste, że taki będzie jej koniec. Jedna kurwa mniej.
Nie wiem, skąd zaczerpnąłem siły, by go przewrócić. Czułem jego policzek
pomiędzy zębami. I coś mokrego cieknie mi po podbródku. Gecel zrzucił
mnie z siebie, ale nie dałem mu wstać. Z jednego jego policzka ciekła krew.
Zacząłem walić go pięściami po głowie i krzyczeć:
– To nie jest kurwa, to nie jest kurwa, rozumiesz, to jest Esterke, to nie
jest kurwa!