Page 449 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 449
do obróbki metalu, które przywieziono do getta. Maszyny pochodziły z obozu
w Poniatowej, który został zlikwidowany , a komisja przybyła, by postanowić, czy
5
należy je wstawić do istniejącego resortu metalowego, czy należałoby dla nich
zorganizować nową fabrykę. Pracownice biurowe rozważały, co stało się z ludźmi,
którzy przy tych maszynach pracowali w obozie w Poniatowej.
Po odjechaniu komisji Rachela wzięła swoją zupę i zjadła „obiad”, stojąc obok
okienka kuchennego. Gdy podniosła wzrok znad menażki, zobaczyła Berkowicza,
który stał obok niej. Nos miał czerwony i zimny, twarz – siną. Wymęczone oczy
patrzyły spod ciężkich okularów, z roześmianych ust buchała para: – Urwałem
się na chwilę z punktu gazowego – powiedział – tylko na chwilkę. Niech pani
pójdzie ze mną. Tam jest ciepło.
Wzięła go pod ramię i pochyliła się ku niemu: – To niemożliwe.
Nie mogli rozmawiać. Wiatr uderzał i dmuchał w twarze, aż zapierało dech.
Kiedy mijali Bałucki Rynek byli niemal niesieni przez jego porywy, hulał jak
szalony zarówno tu, jak i w wąskich ulicach. Wpychał się między twarze Racheli
i Berkowicza, jakby chciał je oderwać jedną od drugiej albo znów potarmosić
trochę poły ich płaszczy. Powieki mieli ciężkie, zesztywniałe od mrozu, podobnie
jak rzęsy pokryte sopelkami lodu. Wzrokiem mogli objąć jedynie kawałeczek
powierzchni chodnika. Od czasu do czasu Rachela zerkała na swego towarzysza.
Jego nabrzmiałe, popękane, czerwone wargi wyglądały niczym otwarta rana.
Objął jej dłoń w swojej kieszeni i krzyknął jej do ucha: – Mam nowy rozdział!
Wiatr jednak zapierał oddech i Rachela nie mogła nic odpowiedzieć. Wtuliła
twarz w kołnierz płaszcza i niczym ślepiec pozwoliła się prowadzić Bunimowi.
Wprowadził ją do punktu gazowego, podał chochlę gorącej wody i nie pozwolił
jej odejść, zanim nie przyrzekła, że przyjdzie do niego wieczorem.
*
Z wieczornego mroku wyłoniła się chatka Berkowicza, rozedrgana w mroź-
nej potędze zimy. Dach pokryty był grubą warstwą śniegu, iskrzył się i srebrzył
diamentowo. Wokół niego zwisały długie sople lodu niczym frędzle ciężkiej,
kosztownej zasłony. Z zamkniętych okiennic i sterczących belek ściennych też
zwisały sople, ale cieńsze, delikatniejsze, jak świeczki czekające na dłoń, która je
zapali.
5 Obóz pracy w Poniatowej (36 km od Lublina) istniał od jesieni 1942 r. do jesieni 1943 r., kiedy to
4 listopada Niemcy zamordowali tam 14 000 Żydów w ramach tzw. operacji „Erntefest” (Dożynki). 447