Page 334 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 334
Chciał wykrzyknąć, ale nie starczyło mu tchu. Język zwisał z otwartych ust. Adam
uśmiechał się krzywo i patrzył, jak Samuel wierci się na posłaniu, jak zmaga się
z oddechem, jak miota głową i porusza bezwładnie ustami. – Nazista! – Wargi
w końcu zwarły się, wydobywając dźwięk.
– Żebym tak mógł być nazistą! – zawołał Adam. Miał już dość odgrywania
komedii. Dość patrzenia na odrażającą, trupią twarz chorego. Wstał i zaczął
chodzić po pokoju. – A skoro chcesz wiedzieć – rozgadał się na dobre – urato-
wałem cię z łap Sutera: ciebie, chociaż tak dawałeś mi się we znaki. Uważasz się
za lepszego ode mnie, co? Jesteś szlachetnym, etycznym człowiekiem? Popatrz
na swoją córkę, zobaczysz, jak jesteś etyczny. Jesz i pijesz jej kosztem, myślisz,
że nie rozumiem? Rodzonego dziecka. Czy to nie większa zbrodnia niż moja?
Nie wiesz, że nic ci już nie pomoże? Dlaczego ze sobą nie skończysz, bohaterze
mój? Nie chce się, co? Byle z każdym kęsem, każdym łykiem, pozbawiać życia
rodzone dziecko. A ze mnie robisz demona tylko dlatego, że też mi się nie chce…
Przy czym nie robię tego kosztem własnej latorośli… Robisz z siebie świętą
Kunegundę, anioła wręcz…
Samuel nie słyszał go. Czuł tylko – w sobie i naokoło – obecność potężnego,
straszliwego Adama. Wszystkie wojny pozostawały nierozstrzygnięte, najważ-
niejszy zaś był pojedynek z nim, z Adamem. Samuel patrzył na ścianę. Światło
dnia igrało na niej. Znowu znajdował się na boisku. – Wytrzymać! Wytrzymać!
– Rozkazał rękom, nogom, sercu. Siatka z drutu kolczastego podzieliła kort.
Po jednej stronie stał on, Samuel, po drugiej – Adam. Grali zapalczywie, z ca-
łych sił. Puls bił jak młotem. Pot strumieniami spływał po ciele. Z oczu płynęły
łzy – bezwładne piłeczki tenisowe. Płakał wraz z rozpływającym się światłem
dnia.
Chłodna dłoń dotknęła jego czoła. Otworzył oczy i zobaczył Bellę. Jej usta
poruszały się. Mówiła coś, ale początkowo nie rozumiał. Mocniej zmarszczył
brwi i nadstawił uszu.
– Rozumiesz? – zapytała. – Całe getto gada. Nawet Prezes o tym wspomniał…
Nie dotarło do niego. – Kto to był? – zapytał.
Wzruszyła ramionami: – Nikt. – Pogłaskała go: – Wiesz co jeszcze? Mówił,
że trzeba się przygotować.
– Tak, trzeba się przygotować… – powtórzył nieobecny.
– Oczywiście! Kiedy otworzą getto, zrobi się wielkie zamieszanie. A wiesz, co
się dzieje na dole? Przez te dobre wiadomości ludzie nie są sobą. Aż się w głowie
kręci. Mówi się, że rozbiórka drutów może się zacząć lada dzień. Żądają tego
alianci, Międzynarodowy Czerwony Krzyż.
W jego oczach zapaliło się światełko, Bella aż musiała odwrócić wzrok. –
Wytrzymać… – wysyczał przez zęby.
Gryząc paznokcie, załzawionymi oczami spoglądała na niebo, które rozpo-
ścierało się za otwartymi drzwiami balkonu.
332 – Na dole mówią… – ciągnęła – że getto już dawno zostałoby otwarte… Ale