Page 330 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 330

Tak, wszystkie moje tak zwane naiwne filozofie na temat ludzkości, na temat
                 zniesienia barier między narodami, nagle powróciły.
                   Samuel dobrodusznie poklepał Michała po ramieniu. Rzeczywiście był na-
                 iwny. Samuel pragnął w pierwszej kolejności siedziby i schronienia dla swojego
                 narodu. Gdyby udało się to osiągnąć, można byłoby dać się ponieść marzeniom.
                   Towarzysze z partii syjonistycznej kilkakrotnie przychodzili na górę odbyć
                 posiedzenia przy łóżku Samuela. Ów dziwił się, że z taką uwagą przysłuchują się
                 jego słowom, a tym bardziej zdumiewało go, że to wszystko jeszcze go interesuje.
                 Z czasem jednak tracił zdolność śledzenia dłuższych rozmów. Niekiedy w żaden
                 sposób nie potrafił pojąć, co takiego mówią. To samo dotyczyło wiadomości, jakie
                 przekazywali. On, kiedyś zakochany w odbiorniku radiowym, oczytany w języku
                 komunikatów, potrafiący zinterpretować biuletyny informacyjne – przypominał
                 teraz naiwnego głupca. Mapa trzech kontynentów, na których toczyły się zmagania
                 wojenne, zatarła się w jego pamięci. I to go denerwowało. Ponieważ to było ważne.
                   Często w trakcie rozmowy dopadała go drzemka. Zaczynał głośno i rzężąco
                 chrapać. Wówczas towarzysze na palcach wychodzili z pokoju i przenosili się
                 do kuchni. Pewnego razu, gdy po chwili drzemki przebudził się i zobaczył, że
                 jest sam, podchwycił ułamki rozmowy prowadzonej na zewnątrz, na balkonie.
                 Rozpoznał głosy. To malutki Widawski domagał się czegoś od Michała. Jak piłką
                 przerzucali się słowem cyjankali . Samuel nie mógł sobie przypomnieć, co to
                                            1
                 znaczy. Zabawne, obco brzmiące słowo. Michał zezłościł się, a jednak zaczynał
                 ulegać. Widawski powiedział: – Zbyt wiele wiem… – i Michał się poddał. Gra
                 słowem-piłką dobiegła końca. Widawski zwyciężył.
                   Gdy gorączka w ciele rosła, Samuelowi wydawało się, że jest potężnym świet-
                 likiem, który wypala troską ślad w obojętności wszechświata.


                                                 *



                   Im cieplejsze stawały się dni, tym bardziej wzmagał się ogień w jego ciele.
                 Przed wyjściem do nowej pracy w buchalterii głównej Bella przychodziła z miską
                 zimnej wody i ciepłym uśmiechem, który również studził gorączkę. Jej spojrzenie
                 napawało go dumą. Ktoś, kto nosi taką miskę i jest zdolny pozdrawiać takim
                 uśmiechem, posiadać musi siłę mocarza.
                   Myła go miękkim ręczniczkiem. Nie wstydził się jej ani ona jego. Wszystko
                 było proste, jasne, przyjemne, jak łagodność wody na rozpalonym czole.
                   – Kocham cię, córko… – bełkotał.



          328    1    Cyjankali – cyjanek potasu.
   325   326   327   328   329   330   331   332   333   334   335