Page 328 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 328

Dziuni. Michał musiał zebrać się w sobie. Obiecał to Samuelowi. Zobowiązał się.
                 Ale Bella poderwała się z miejsca. – Nienawidzę cię! Nie chcę cię więcej widzieć!
                 Nigdy! – Wrzeszczała histerycznie i pobiegła do domu, gubiąc białe płatki, które
                 osiadły na jej głowie i ramionach.
                   Od czasu do czasu zdarzało się, że Samuelowi spadała temperatura i opuszczał
                 go dziwaczny patos spowodowany gorączką. Wówczas bardzo wyraźnie odczuwał
                 czas. Nie biegł on za szybko ani za wolno. Kiedyś, gdy poświęcał się budowaniu,
                 tworzeniu, czas zawsze zdawał się biec zbyt pospiesznie. Z kolei w getcie do-
                 padało nieraz Samuela dojmujące uczucie, że zastygł w miejscu. Tutaj jednak,
                 w łóżku, gdy puszczała gorączka, poczucie czasu dopasowywało się do zegara.
                 Potrafił z łatwością zgadnąć, kiedy minęła godzina lub dwie, kiedy kwadrans czy
                 dziesięć minut. Bawił się tym – mierzeniem czasu dla zabicia czasu. Jednakże
                 pomimo rozwinięcia tak niezwykłego zmysłu, uległo przemianie oblicze świata,
                 który oglądał wokół siebie, i rzeczy, na które patrzył. Ukuł w tym zakresie pewną
                 teorię. Leżenie w pozycji horyzontalnej miało wpływać na mózg. Zmieniało coś
                 w ośrodku mowy. Być może, myślał Samuel, człowiek stawał się pyszałkowaty
                 i bezczelny, gdy chodził na dwóch nogach. Nacisk powietrza na ciało był mniej-
                 szy, pozwalał czuć się lekko, jak panisko. Gdy jednak leży się płasko, ciśnienie
                 napiera na całe ciało. Przygniata wówczas człowieka dosłownie cały wszechświat.
                 Dlatego czuje się tak marny i nic nieznaczący. Samuel wyciągnął z tego również
                 pouczający wniosek. Uważał, że każdy młody człowiek, zanim pójdzie na swoje,
                 powinien przejść taki trening leżenia samotnie w pokoju sześć tygodni, dniem
                 i nocą, w pozycji horyzontalnej. Nabrałby wówczas skromności, a może również
                 pewnej przenikliwości. Chodząc na dwóch nogach, pamiętałby, że nie jest pęp-
                 kiem świata i że jego prawda nie jest jedyną – że istnieje prawda, która mieści
                 się poza człowiekiem i jest obiektywna – w przeciwieństwie do ludzkiej prawdy,
                 subiektywnej i iluzorycznej.
                   Samuel myślał, że dopiero teraz, gdy ogląda świat nie ze środka, ale nie-
                 jako z boku, staje się w pełni człowiekiem. Dopiero teraz przejmowały go mi-
                 łość i łagodność, o których wcześniej miał blade pojęcie. Kochał swoje córki
                 i zięcia inaczej, prawdziwiej. Także Matyldę, swoją żonę, której nigdy nie był
                 w stanie odwzajemnić miłości. Jak dobrze ją rozumiał. Jak piękna mu się wy-
                 dawała w swojej wspaniałej wierności. Istnieje w człowieku głód bycia kocha-
                 nym, myślał Samuel. Tak niewiele miłości jest w świecie, a on, szczęśliwiec
                 błogosławiony przez Boga, w swojej pysze nie doceniał i nie uchronił takiego
                 skarbu.
                   Te luźne przemyślenia doprowadziły Samuela do myśli o świecie, o getcie,
                 Niemcu. Żydzi uważali, że kto zabija jednego człowieka, to jakby niszczył cały
                 świat. Świat subiektywny. Nie, Niemiec nie zabił setek, tysięcy światów. Żadnego.
                 Bowiem trawa nie przestała rosnąć, wiatr nie przestał wiać, słońce nie przestało
                 świecić, a życie na kuli ziemskiej toczyło się, jak gdyby nigdy nic. Był to mord
          326    glisty na gliście, nic więcej.
   323   324   325   326   327   328   329   330   331   332   333