Page 215 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 215
Stał na podwórku w szeregu. Tym razem był jednym z ostatnich, którzy
mieli wejść na auto. Zaraz za nim zabito wejście deskami. Jechał przez getto.
Ciężko oddychał. Nogi się pod nim uginały. Ale nie podda się. Za żadne skarby.
Skoczy. Tylko chwilę poczeka, złapie oddech. Jeszcze ma czas. Pojazd dopiero
co minął bramę do drugiej części getta. Jeszcze było odpowiednio daleko do
punktu zbiórki. Szolem wyjrzał przez szpary pomiędzy deskami. Całe getto
jechało na rolwagach. Domy stały się pustymi latarniami. Zaraz skoczy. Szejna
Pesia kazała mu skoczyć. Zapowiedziała mu, że ma się ratować. Wyczeka na
odpowiedni moment. Wyprostował się i wciągnął powietrze. Był gotów. Synowie
Iciego Meira nie poddają się. Synowie Szejny Pesi nie poddają się. Słońce stało
wysoko na niebie i raziło w oczy. Przed nimi i za nimi jechały wozy. Pojazd przed
nim był wypchany ciałami zbitymi w jedną masę. Tylko jedna kobieta stała jakby
osobno, głęboko z tyłu. Słońce przydawało jej włosom barwy płomienia. Znajoma
głowa… Młodzieńcze rude loki. Gdzieś je widział… kiedyś je kochał. Włosy… Czuł,
że jeszcze w nim płoną i budzą ciepło wokół serca.
– Estero! – zawołał przez ciszę. A może jedynie zawołał w sobie? Nagle
poczuł się silny. – Estero, skacz! Skacz! – usłyszał swój własny głos – mocny,
donośny, niemal grzmiący. Ruda głowa nie poruszyła się. Szolem nabrał pełne
płuca powietrza. – Estero, uciekaj! – tak wrzeszczał, że nabrzmiały mu żyły na
szyi. Ruda głowa dalej była nieporuszona.
Zbliżali się do linii kolejowej na Marysinie. Tam gdzieś… w punkcie zbornym,
znajdowała się Szejna Pesia . Szolem wiedział, że Josi jej nie uratuje. Tutaj,
7
w sąsiednim wozie, jechała Estera. Zajaśniała w nim pewność – synowie Iciego
Meira są silni. Nie zdradzili tych, których kochali. To oznacza – nie dać się. To
właśnie oznacza – nie dać się. Poczuł ulgę i zmęczenie. Coś odpłynęło z żył, z ciała.
Westchnął głęboko. Ręce przestały się trzymać desek. Osunął się na platformę
i przez szpary patrzył na rudą głowę. – Moja piękna Estera… – szeptał do siebie.
Tam, na tamtym wozie, Estera obróciła się i poruszyła, jakby w tym momencie
usłyszała ten szept. Widział przez szpary, jak jej głowa unosi się, porusza, wznosi
do góry. Ujrzał ją całą ponad deskami pojazdu. W tym momencie przeleciała
w powietrzu, jeszcze chwila – i już przejechał obok niej. Widział ją leżącą na bruku.
Poderwał się na nogi, stanął na czubkach palców i wyjrzał sponad najwyższej
deski. Wstała. Widział, jak ucieka… ucieka od niego.
Pojazd już stał na miejscu. Już był otoczony przez żydowską policję i Niemców.
Tory kolejowe połyskiwały jak szlifowane srebrne ostrza – jak noże do uboju
zwierząt. Gdzieś tu była Szejna Pesia – jedyna ostoja. Niebawem on, Szolem,
przeniesie się do niej, aby ją ochronić – ochronić i być przez nią chronionym.
Wpadł w ramiona ostatecznej ciszy.
7 Punkty zborne znajdowały się na terenie getta, natomiast stacja kolejowa na Marysinie (stacja
Radegast), skąd wywożeni byli Żydzi, znajdowała się poza gettem. 213