Page 150 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 150

je grać na fujarkach, i najlepsi muzycy przychodzili dla nich koncertować. Uczono
                 je malować i razem z nimi uczono się uśmiechać do tego, co piękne .
                                                                         4
                   Tak się działo, a świat się kończył. Ziemia była w agonii, więdła. Getto dogo-
                 rywało. A tu, pod rękami nauczycieli, rozkwitała młodzież. Nauczyciele stali się
                 ziemią, korzeniami i sokiem dla drzewa życia, które miało przebić się stamtąd
                 ku jutru.
                   Panna Diamant zyskała nową przyjaciółkę, panią Hagerową. Hagerowie
                 tego lata porzucili swoją izolację, poczuwszy pokrewieństwo z tymi, którzy ich
                 otaczali. Zupełnie jakby ich miłość właśnie teraz stała się tak bogata, że trzeba
                 było się nią dzielić. Stara Hagerowa sama zameldowała się do pracy. Nie była
                 przyzwyczajona do dzieci i obawiała się ich. Wyglądały w jej oczach jak rasa, która
                 nie należy do tego samego rodzaju ludzkiego co ona. Wydawały się jej zarazem
                 dzikie i delikatne, i kiedyś wolała trzymać się od nich z daleka.
                   Teraz stała się opiekunką pokoju, w którym spały sieroty. Pomagała się
                 im rozebrać i uczyła, jak się myć. Od tej bliskości z nimi pojawiło się w niej
                 coś nowego. I to nowe spowodowało, że nieraz zapominała się sama umyć,
                 uczesać, upiększyć. Już nie malowała dyskretnie cienkich warg, nie pudrowała
                 pomarszczonych policzków i stała się bardziej rozmowna, gadatliwa niemal jak
                 dziewczynka. Jej starość zyskała dziecięcy urok.
                   Panna Diamant nie prowadziła z nią uduchowionych rozmów. Rozmawiały
                 o tym, gdzie można dostać gęste grzebienie, potrzebne do wyczesania młodych
                 czupryn, co miało je uchronić przed wszami. Zestawiały inwentarz bielizny, wy-
                 bierając zniszczone sztuki i łatając je. W tej czynności Hagerowa była biegła,
                 a panna Diamant wykonywała ją dosyć niezręcznie.
                   – O, pani Hagerowo – panna Diamant mrugała na wpół oślepłymi oczyma.
                 – Taka z pani czarodziejka! – i podawała jej nawleczoną igłę.
                   Profesor Hager tego lata stał się niemal wesołym staruszkiem. W ciągu jednej
                 nocy został dziadkiem. Miał komu opowiadać o swoich dawnych eksperymentach,
                 o wieńcach kwiatów, o cudzie rośnięcia. Uczył też maluchy geografii.
                   Profesor miał już za sobą nie tylko karierę nauczyciela botaniki w gimnazjum,
                 ale też karierę kierownika „oddziału ogrodu i plantacji”. Z tej epoki najchętniej
                 wspominał swoje doświadczenia z kozami, które pewnego pięknego, jasnego dnia
                 przywieziono do getta. Z powodu tych kóz miała miejsce wielka kłótnia pomiędzy
                 Prezesem a członkami „oddziału plantacji”. Członkowie mianowicie utrzymywali,
                 że kozy należy rozdzielić pomiędzy ludzi, przeznaczając je zwłaszcza dla chorych
                 i dla tych, którzy mają wielkie rodziny. Każda z kóz dawała około półtora litra
                 mleka dziennie, a rodzina, której wypożyczono by taką kozę na dwa tygodnie,



                 4    Świadectwem pracy nauczycieli i uczniów tzw. „szkółki” Glazera jest zachowany pięknie ilustro-
                   wany album z Bajką o królewiczu i cudownym kraju przechowywany w Instytucie Yad Vashem
          148      w Jerozolimie.
   145   146   147   148   149   150   151   152   153   154   155