Page 448 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 448

a pańskim zadaniem, panie przełożony starszeństwa, będzie włączyć ich do
               użytecznej produkcji w getcie...”

                  Chaim Rumkowski był zadowolony, a zarazem niezadowolony z nowiny. Zado-
               wolony, bo przysłanie do getta zdolnych do pracy mężczyzn i kobiet było znakiem,
               że będzie się ono rozwijać jako ośrodek produkcyjny. Niemcy będą musieli pomóc
               w utworzeniu kolejnych warsztatów. Może w końcu przemysł tekstylny nabierze
               rozpędu. Może da się otworzyć nową fabrykę metalową, nowy zakład szewski.
               O wyżywienie się nie martwił. Skoro Niemcy przysyłają ludzi, będą musieli postarać
               się o jedzenie dla nich. Ale przy tym czuł się niewygodnie. Tych dziewięciuset Żydów
               to był dopiero początek. Po nich przyjdą zapewne tysiące. Nieprzyzwyczajeni do
               porządków w getcie, będą mieli problemy z urządzeniem się. Nie zostali przez niego
               wychowani i zdyscyplinowani. Jak to się odbije na jego nerwach?
                  W gabinecie pojawiła się sekretarka Prezesa z pytaniem, czy zechce przyjąć
               policjanta, który stawił się z drugim tego dnia sprawozdaniem z ulic. Odłożył
               list, niecierpliwie zagryzając wargi, po czym wbił wzrok w policjanta. Ten szybko
               zasalutował i zaczął wyrzucać z siebie sprawozdanie z szybkością maszyny:
               – Panie Prezesie, melduję posłusznie: ponownie oddano strzały w kierunku getta.
               W dwóch miejscach. Chłopiec i mężczyzna ciężko ranni... Grupa gestapowców
               chodzi po ulicach i bije przechodniów. Policja złapała pięciu złodziei. Między nimi
               dziewięciolatka. Ukradł chleb z piekarni. Mężczyzna z resortu krawieckiego ukradł
               szpulkę nici. Kobieta ukradła buraki z działki gminy. Dwójka innych złodziei jest
               z galanterii drzewnej. Ukradli po pół woreczka trocin. Na ulicy Mordechaja Gabaja
               numer siedem całkowicie rozebrano kosz na śmieci... Przyłapano mężczyznę
               sprzedającego na czarnym rynku martwe koty jako cielęcinę... Na cmentarzu
               niemiecka policja zastrzeliła osiem osób spoza getta... Chłopiec rzucił kamieniem
               w przejeżdżające auto wojskowe...
                  Wyprowadzony z równowagi Prezes zerwał się na równe nogi: – Znowu?!
               – wykrzyknął. – Zaprowadzić rodziców na Czarnieckiego! Chłopcu piętnaście ra-
               zów! Trzymać ich do dyspozycji Niemców! Wszystkie inne przypadki rozpatrzę jutro.
                  Policjant zasalutował i pospiesznie zniknął sprzed gniewnej twarzy starego.
                  Prezes został sam. Stukał ołówkiem o szklany blat biurka. Rozdrażniła go
               taka nieodpowiedzialność. Drogo mogli zapłacić za ten głupi kamień. Czuł, że
               gdyby miał teraz tego chłopca w swoich rękach, mógłby go rozerwać na strzępy.
               Ale pomału się uspokoił. Już kilka razy dochodziło do takich drobnych incyden-
                                                           13
               tów i wstawiennictwo Rumkowskiego zawsze działało . Niemcy im przebaczyli.


               13   Najbardziej niebezpieczna sytuacja miała miejsce 1 czerwca 1941 r., kiedy cegła rzucona w tram-
                  waj jadący ul. Limanowskiego (wówczas Alexanderhofstrasse), zraniła jadącego w środku przed-
                  stawiciela niemieckich władz. Gettu groziło rozstrzelanie 100 niewinnych osób. Na szczęście przy-
         446      padkowym sprawcą okazał się niedorozwinięty chłopiec. Sprawę umorzono.
   443   444   445   446   447   448   449   450   451   452   453