Page 424 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 424

Paradis… Niedaleko Etoile … – skinęła głową o zgaszonej twarzy. Dostrzegłszy
                                     8
               ciężarówki, zaskomlała spazmatycznie.
                  – Cicho, mamo, cicho – jęknął chłopak. Strząsnął z ramion wychudzone ciało
               i położył je na rękach nadchodzących policjantów. Sam niepewnie podszedł do
               niemieckiego oficera, który z kijem w ręku stał przy wejściu do budynku i liczył
               głowy wychodzących. Mietek zasalutował, a następnie zaczął szybko coś mó-
               wić, o coś prosić, rozkładał ręce, otwierał i zaciskał pięści. Czapka policyjna
               przekrzywiła mu się na czoło, odkrywając gęste włosy. Twarz lśniła potem jak
               lakierowana. Mówił, a oficer wciąż kręcił przecząco głową, aż w końcu się zezło-
               ścił i odepchnął młodzieńca z taką siłą, że Mietek wpadł na łańcuch rąk swoich
               kolegów. Wyprostował się zaraz, po czym zasalutował. Oficer wskazał na niego
               kijem, więc policjanci ze szpaleru opuścili ręce, pozwalając mu wyjść.
                  Samochody były pełne, więc żołnierz musiał siłą wcisnąć Jadwigę na jeden
               z nich. Zamknął za nią barierę z desek.
                  – Gewalt, niech już to skończą! – zawołała kobieta obok Bunima.
                  Tłum odprowadzał wzrokiem ciężarówki, nie mogąc odwrócić od nich oczu. –
               Mówią, że przyjadą brykiety lofiksu. Nie ma czego gotować, ale będzie na czym
               – ktoś próbował zagadać zgromadzonych.
                  – Ech, kuchnie gazowe  są najlepsze – podchwycił ktoś inny. – Przychodzisz
                                     9
               z garnkiem i po dwudziestu minutach uczta gotowa.
                  Nieco dalej jakiś mężczyzna złościł się na stojącą obok kobietę: – Skoro pani
               nie może na to patrzeć, to po co pani tu przyszła?
                  Kobieta nie dała się zbić z pantałyku: – A pan, widzę, czerpie przyjemność
               z takich widoków, co?
                  – Niech tylko Ameryka dołączy do wojny, pomoc przyjdzie z dnia na dzień –
               pocieszał optymista stojący nieopodal Bunima.
                  Silniki ciężarówek zahuczały. Tłum zadrżał i zakołysał się. Policjanci puścili
               ręce i zaczęli przeganiać ludzi na wszystkie strony, aby umożliwić przejazd. Sa-
               mochody ruszyły powoli, a ściśnięte ciała na przyczepach poleciały do tyłu jak
               snopy pod wpływem nagłego wiatru. Pomiędzy deskami i ponad nimi unosiły się
               ręce, zwracając się na prawo, na lewo, na cztery strony świata. Na ulicy zaczęła
               się bieganina. Ludzie biegli do domów, do pracy, tylko członkowie rodzin ruszyli
               za samochodami, póki nie zniknęły po drugiej stronie drutów.
                  Bunim zakradł się na plac warzywny. Wraz z nim przyszli tragarze i wagowi,


               8    Place de l’ Étoile (plac Gwiazdy) w Paryżu, przy którym stoi Łuk Triumfalny, współcześnie plac
                  Charles de Gaulle – Étoile.
               9    Ze względu na brak opału w getcie w kuchniach prywatnych miesiącami nie rozpalało się ognia
                  i coraz popularniejsze stawały się punkty gazowe, tworzone w domach z dostępem do gazu, prze-
                  znaczone do gotowania posiłków. Początkowo były one dostępne za opłatą o każdej porze dnia
         422      i nocy, stopniowo były przejmowane przez administrację getta i dostęp do nich był ograniczany.
   419   420   421   422   423   424   425   426   427   428   429