Page 422 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 422
ludu roboczy…” – podniósł pięści: – Precz z burżuazją! Lepiej umrzeć stojąc,
7
niż żyć na klęczkach!
Kobieta, która gładziła swoje włosy, nie spieszyła się z wejściem na ciężarówkę.
Spacerowała po pustym placu i spoglądała przez splecione ramiona policjantów,
szukając kogoś, prosząc: – Mamusiu, uczesz mnie…
Podszedł do niej żołnierz, chwycił mocno za ramię. Pokazała mu język i po-
zwoliła zaprowadzić się do samochodu.
– Kolejny dobry Niemiec – jęknął ktoś w tłumie.
Zgromadzeni rozstąpili się, robiąc przejście grupie policjantów, którzy przyszli
z ulicy, prowadząc uciekinierów ze szpitala. Za nimi biegły rodziny pacjentów.
– Szwaby mają listy wszystkich chorych – ktoś szepnął Bunimowi do ucha.
– Nikomu nie uda się schować.
– Co z nimi zrobią? – zapytała jakaś kobieta.
– Co z nimi zrobią? – powtórzył sąsiad Bunima. – Zamarynują. Kulka w łeb
i po sprawie.
– A co – zgodził się ktoś inny – Niemiec potrzebuje naszych wariatów?
– A zdrowych potrzebuje?
Kobieta w przekrzywionej peruce i chuście zawieszonej na ramionach wy-
szła zza drzwi szpitala. Wyglądała jak dziwaczny ptak, jak czarownica o palcach
zgiętych niczym szpony. Z jej szalonych oczu bił ogień. Niemal wleciała na cię-
żarówkę, po czym wyłoniła się spomiędzy desek, wyciągając szpony w kierunku
tłumu: – Moje jaskółeczki! – wrzeszczała.
Ktoś ją z tyłu odepchnął i zajął jej miejsce. Pomiędzy deskami pojawił się da-
szek żydowskiej czapki, spod niego zaś dobiegł głos: – Szapse, wyślę ci telegram!
W grupie, która wyszła ze szpitala, były dwie młode kobiety. Obejmowały
się i kokieteryjnie uśmiechały do policjantów w szpalerze. Potem padły sobie
w ramiona i przytuliły się jakby na pożegnanie. Tuż obok nich pojawił się mło-
dzieniec z fruwającymi pejsikami. Zatrzymywał się co kilka kroków, spoglądał
na niewidoczny zegarek i łapał za głowę: – Ludzie, późno się robi! Ludzie, późno
się robi! – Wśród tłumu ktoś nerwowo zaniósł się spazmatycznym śmiechem.
Tęgi jegomość wszedł na ciężarówkę i splunął ponad deskami: – Wszyscy
szaleńcy zostają w getcie! – zawołał.
W stronę aut ruszyła dziewiętnastoletnia dziewczyna. Na jej widok łkanie
i pociąganie nosem ustało. Tłum stężał i wstrzymał oddech. W szpitalnym
odzieniu, z rozpuszczonymi włosami rozrzuconymi na ramionach, z mlecz-
nobiałą, jasną twarzą, ledwo widocznym różem warg przypominała anioła,
który właśnie przyśnił się zgromadzonym. Niewinność wielkich oczu topiła
serca. Jej spojrzenie mówiło, ostrzegało, błagało, pytało każdego z osob-
7 „Na barykady, ludu roboczy, czerwony sztandar do góry wznieś!” – początek pieśni polskich socja-
420 listów z początku XX w. (melodia potem wykorzystana w hymnie harcerskim).