Page 385 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 385

dłoń, czuła i drżąca, zaczęła szukać jej piersi pod ciepłym żakietem. Jej oczy,
                  otwarte i pełne, ujrzały, że jego młodzieńcze czoło marszczy się, nabrzmiewa
                  żyłami, i poczuła, jak krew zaczyna burzyć się w jej nogach, po czym zalewa całe
                  ciało. Jej serce biło w szalonym tempie pod dotykiem jego ręki. Z zamkniętymi,
                  zaciśniętymi powiekami wyglądał jak ślepiec, który szuka czegoś niespokojnie,
                  pożądliwie, a ona poczuła się gotowa, aby dać mu to, czego pragnie.
                     Ale on oderwał się od niej, zerwał się z ławki i zrobił kilka kroków do tyłu,
                  jakby był gotów do ucieczki: – Nie ma zakątka, aby się schronić! – zawołał zły,
                  wściekły. Ale zaraz znowu był przy niej, obiema rękami wpijając się w kołnierz
                  jej kostiumu: – Chcę zobaczyć cię nagą… nigdy cię nie widziałem… – niezdarnie,
                  pospiesznie zdjął z niej żakiet, po czym zanurzył palce w guziki białego sweterka,
                  który miała na sobie. Jabłko Adama na jego chudej szyi poruszało się szybko
                  w górę i w dół. Pod nim pulsował nerw. Jego usta wykrzywiły się, a nabrzmiała
                  żyła na skroni lekko drżała. Nie mógł sobie dać rady z guzikami pod jej brodą,
                  więc mu pomogła. Jego palce zacisnęły się na jej szyi, a usta, pożądliwe i gorą-
                  ce, przykryły jej wargi, a wówczas poczuła jego zęby wokół swoich ust. Sweter
                  jakby sam zsunął się z jej ciała, po czym w mroku szarego dnia rozbłysły jej białe
                  ramiona, szyja, tajemnicze, delikatne zmarszczki pomiędzy piersiami. Dawid za-
                  stygł na moment. Głęboko wciągnął powietrze, jakby chciał nozdrzami wchłonąć
                  w siebie jasność skóry Racheli wraz z zapachem ziemi, wilgocią deszczu. Potem
                  jego gorące palce, delikatne i cienkie, gładziły jej ramiona, szyję, twarz, zanurzały
                  się w jej włosach niczym języki. Drżała. Wydawało się jej, że w rękach Dawida
                  jest pasmem strun, które drżą pod każdym jego dotknięciem.
                     Usłyszał jej szczekające zęby. – Ty marzniesz. Drżysz…
                     Chciała mu powiedzieć, że to inny rodzaj chłodu, że tak naprawdę w ogóle
                  nie czuje powietrza wokół siebie, że tak jej zimno z gorąca, które bije od niego.
                  Ale jej ciało, tak gwałtownie rozedrgane, nie pozwoliło jej mówić. Wzniosła dłonie
                  do jego głowy i zawiesiła je na jego szyi: – Kocham cię.
                     Wyrwał się z jej uścisku i odskoczył. – Wracaj! – wykrzyknął, jego twarz stała
                  się zagniewana, uparta, obca. Pomógł jej nałożyć sweterek i żakiet, po czym
                  wyciągnął ją na deszcz. Puścili się biegiem bez celu, w nieokreślonym kierunku.
                  Ulewa przemoczyła ich na wylot.

                                                   *


                     Kwatera, do której przenieśli się Ejbuszycowie, znajdowała się w większej
                            30
                  części getta . W dwupokojowym mieszkaniu nie było zbyt wielu mebli, ponieważ


                  30   Podobnie jak bohaterka powieści, autorka wraz z rodziną przeniosła się z ul. Lutomierskiej na
                     drugą stronę ul. Zgierskiej. Zamieszkali przy ul. Łagiewnickiej 8.  383
   380   381   382   383   384   385   386   387   388   389   390