Page 383 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 383
ne, zniknęły w jego ustach, a on żuł je namiętnie zębami. Pchnął pusty talerz aż
na drugi brzeg stołu, po czym już stał przed Rachelą. – Wychodzimy? – Wciągnął
na bluzę podniszczony sweter ojca i ojcowską marynarkę. Trzymając się za ręce,
schodzili po schodach. Na dole zatrzymali się przed kurtyną deszczu, która
zawisła nad wejściem do przedsionka. Wyjrzeli na puste podwórko: – Wszystko
śpi… wszystko zastygło w bezruchu i gnije – stwierdził Dawid.
Rachela wstydliwie i niepewnie zaplotła ręce wokół jego szyi. – Dzisiaj jest
święto.
– Tak, święto wybawienia… W całym getcie nie ma zakątka, gdzie można by
się schować… – pociągnął ją za sobą.
Ulica też była pusta. Tylko tu i ówdzie ktoś przebiegł, niosąc brzęczące me-
nażki. Doszli do mostu. – Dokąd tak biegniemy?
– Na Marysin.
Spojrzała na niego ze zdumieniem: – Nigdy nie chciałeś tam iść… Dlaczego
akurat dzisiaj, w taką chlapę? – Pobiegli wymarłymi, pustymi uliczkami. – Pa-
miętasz, dokąd kiedyś tak biegliśmy w mieście podczas deszczu? – zapytała.
– Jest deszcz i deszcz – odmruknął. Na Marysinie pomiędzy pasmami deszczu
tańcował cienki, ostry wiaterek, kołysząc gałęziami drzew lśniących wilgocią. –
Gdzie jest twoje gimnazjum? – zapytał. Zaprowadziła go do domku, w którym
znajdowała się siedziba jej klasy. Drzwi były zamknięte, ale pod daszkiem stała
ławka. Weszli na nią i zajrzeli do środka przez okno: – To tutaj zdobywasz mą-
drość? – zapytał.
Spojrzała na niego z ukosa i poczuła, że w środku robi jej się zimno: – Ty
wiesz, co czytałam u Oskara Wilde’a? Pisarz ten powiada, że każdy człowiek
chce zabić to, co kocha.
– A propos czego mi to mówisz?
– Wyglądasz, jakbyś chciał mnie zamordować.
– Ja? Ja cię kocham.
Przysunęła twarz bliżej szyby, aby nie widział, jak jej oczy nabiegają łzami. –
Mówisz to również po to, by mnie zamordować.
– Do twojej klasy chodzi dziewczyna imieniem Inka, gdzie ona siedzi?
– Tam, w pierwszej ławce. Skąd ją znasz?
– Jej matka jest przyjaciółką mojej mamy. Również pracuje w obieralni.
Rachela skrzywiła się: – Z jej powodu miałam kiedyś wylecieć z gimnazjum
za rozprowadzanie broszur propagandowych.
Dawid wzruszył ramionami. – Bardzo ją lubię.
– Matkę?
– Córkę.
Coś czerwonego, niczym malutki guziczek z czarnymi punkcikami, spadło
na błękitny rękaw ubrania Racheli. Wzięła to ostrożnie w dłoń. – Popatrz, bie-
dronka! – postawiła ją na czubku palca i podniosła rękę do góry, jakby chciała
zachęcić owada do lotu. Ale biedronka chyba poczuła ciepło jej skóry i zamiast 381