Page 363 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 363

złagodniał, posmutniał. – Myślałem, że przyszłaś dla mnie. Wczoraj wydarłaś mi
                  coś z duszy. Nie wybaczę ci tego. A po drugie... Listy są już u Biebowa.
                     Walentino czekał na nią przy wiśni. Wszedł z nią do pokoiku. Poprosiła go,
                  by usiadł i sama usiadła naprzeciwko. – Listy są już u Biebowa – powiedziała.
                     Położył obie ręce na stole. – Wiem – powiedział. – Stawię się razem z Szejndl...
                  Z niej nie taki chwat, jakiego udaje... Nie mam zbyt dużo czasu, Estero. Muszę
                  się stawić jeszcze dzisiaj. Myślałem, żeby się gdzieś schować... Ale to nie dla
                  mnie. I tak wszyscy blatni idą z tą partią. Kulawy Król i Ślepy Henech z żoną też
                  idą. Człowiek chociaż będzie wśród swoich. Chciałem się ukryć, bo chciałem tu
                  być z tobą... tu, na naszym podwórzu. Ale jak stanę się glizdą, Estero... to co mi
                  po tym? Podniósł się i zbliżył do niej. – Na pożegnanie... pocałuję cię, dobrze?
                     Objęła go. – Kocham cię, Walentino – wyjąkała.
                     Z wargami na jej ustach odpowiedział: – Powiem ci coś głupiego, Estero. Ty
                  byłaś mi przeznaczona... zapisana w niebie. Byłem dzikim chłopakiem, złodziejem,
                  łotrem... Niespokojna była moja jucha... Może dlatego, że... szukałem ciebie.
                      Odpowiedziała mu, zacinając się: – Niektórzy, choć są sobie przeznaczeni,
                  nigdy się nie spotykają... Myśmy mieli szczęście...
                     Nazajutrz partia opryszków, prostytutek i innych niepożądanych typów została
                  przetransportowana z więzienia na Czarnieckiego w stronę torów kolejowych,
                  gdzie już na nich czekały czerwone, bydlęce wagony.
   358   359   360   361   362   363   364   365   366   367   368