Page 349 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 349
*
Portretowi nie dane było dostąpić wykończenia, a rozstanie nadeszło szybciej,
niż się tego spodziewali.
Pewnego wieczoru Estera wróciła od Wintera do swojego pokoiku. W głowie
huczały jej jeszcze jego słowa. Przed oczami miała swoją niedokończoną podo-
biznę. Na skórze czuła dotyk jego długich, ostrych palców. Musiała przygotować
się do spotkania z gimnazjalistami, a w żaden sposób nie mogła zebrać myśli
i skoncentrować się na temacie. Usiadła przy oknie i patrzała na dół na wiśnię.
Próbowała znaleźć dla niej miejsce w otaczającym ją zamęcie. Czuła się roz-
bita, rozdarta na dwoje. I zmęczona. Nienawidziła Wintera, nie znosiła chóru
i swoich nowych przyjaciół. Ogarnęła ją tęsknota za beztroską minionych dni,
za wiernością ideałowi, towarzyszom. Za trzeźwością umysłu, która przedtem
broniła jej przed rozsypką. Nagle stało się dla niej jasne, że dała się przeżreć
dekadenckim, burżuazyjnym słabościom i poczuła, że całkowicie ją złamały. Że
już nigdy nie odnajdzie tamtego spokoju ducha, tamtej dyscypliny. Że wyrosła
z niej jak z gorsetu, niegdyś wygodnego, a teraz nie do zniesienia.
Usłyszała ruch przy klamce i zadrżała. Stał przed nią Walentino. Kiedy go
zobaczyła, fala gorąca nieoczekiwanie ogarnęła całe jej ciało od stóp aż po szyję,
twarz, oczy: „Jaki on piękny!” – pomyślała. Jakby widziała go po raz pierwszy.
Jakby swoim pojawieniem się wszystko w niej wymazał, by zrobić miejsce dla
swojej urody. Połykając wzrokiem jego kruczoczarne włosy, twarz o ciemnej
karnacji i ciężkie, żylaste ręce, nie zauważyła, jaki jest przybity. Odeszła od
okna, zrobiła krok naprzód. Poruszanie się przychodziło jej z trudem. Czuła swe
rozbudzone ciało, napięcie we wszystkich członkach. Walentino przysunął się
do stolika, oparł na nim obie ręce jak ciężary i usiadł.
– Nie chcę, żebyś tu przychodził – wychrypiała.
Podniósł na nią ciężkie spojrzenie. – Przyszedłem ci powiedzieć... Mam
12
„zaproszenie na ślub” . Wszyscy „mocni” idą.
Poczuła ucisk w gardle. Głos jej się załamał:
– Nie daj się, Walentino... – nagle się ożywiła: – Przecież ja mam protekcję!
Zdejmą cię z listy!
Uśmiechnął się krzywo: – Nie wygłupiaj się. Nawet ja nic z tym zrobić nie mogę.
– Chodź – pociągnęła go za rękaw. – Idę do starego!
Spojrzał na nią jak na uparte dziecko. – A już on cię przyjmie, akurat... I to
teraz, wieczorem... – Estera wsunęła trepy i sięgnęła po płaszcz. On nie ruszał
się z miejsca. – Chcę z tobą pomówić.
12 „Zaproszenie na wesele”, „udawać się na wesele” – eufemizmy, którymi określano wezwanie do
stawienia się do transportu poza getto. 347