Page 323 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 323

Szejna Pesia zarzuciła na siebie chustę. – Zapytam Walentina. Może weźmie
                  drewno. – Wyszła, a Szolem wiedział, że uciekła z domu, aby zwierzyć się innym
                  ze swoich trosk.
                    Gdy Icie Meir zażył krople, cukierek pod powierzchnią jego policzka zaczął się
                  ruszać na nowo. Wydawało się, że chory wygląda lepiej, że się ożywił. Gestem
                  dał Szolemowi do zrozumienia, aby ten ponownie usiadł przy nim na łóżku: – Nie
                  dojadacie i oszczędzacie na piciu… wiem – pokręcił głową.
                    Sztuczny uśmiech pojawił się na ustach Szolema. – Gdybyś widział kolację,
                  którą wsunąłem, inaczej byś mówił.
                    – Byłoby wam lepiej beze mnie…
                    – Tato, jak będziesz tak gadał, to wyjdę.
                    – Pozwól mi… Co ci szkodzi? Pozwól mi powiedzieć, co myślę. Nie mogę się
                  poddać, rozumiesz? To mój jedyny sposób walki ze szwabem . A wy możecie
                                                                     11
                  mi w tym trochę pomóc. Myślę… macie mój chleb, mój cukier… to rewanż za kro-
                  ple. Chciałbym zobaczyć ten piękny świat, który zostanie zbudowany po klęsce
                  Niemca. To będzie inne życie, Szolemku… Bój to jest nasz ostatni. Całe życie na
                  to czekałem. Chcę to zobaczyć na własne oczy…
                    W Szolemie wszystko wyrywało się, aby uciec z pokoju. – Tato, latem ci się
                  poprawi.
                    – Lekarz ci to powiedział?
                    – Tak…
                    – Widać, nie jestem aż tak bardzo chory, skoro nie zabiera mnie do szpitala.
                    – Właśnie ci to mówię, tato…
                    Icie Meir mlasnął ustami: – Naprawdę dobry ten cukierek. Może dziś jeszcze
                  coś zjem…
                    – Zawołam mamę, to ci coś ugotuje.
                    Icie Meir podniósł się. – Dlaczego chcesz ode mnie uciec?
                    – Co ty mówisz, tato?
                    – Mógłbyś za drewno kupić sobie jeszcze kawałek chleba…
                    Nieoczekiwany gniew znalazł ujście z ust chłopca: – Możesz już zamilknąć?!
                  – zawołał. – Za kogo uważasz nas, swoich czterech synów? Czy chcesz, abyśmy
                  pozwolili ci umrzeć?...
                    – Dlaczego na mnie krzyczysz?
                    – Bo zawsze, jak przyjdę do domu, zaczynasz o tym samym.
                    – Dlaczego tego nie rozumiesz?
                    Szolem pochylił się nad ojcem. – Człowiek, który może gadać tyle co ty, nie
                  jest śmiertelnie chory.




                  11   W oryginale użyto określenia Jeke, w jidysz pogardliwego, które znane było od początku XX w.
                    Nazywano tak przede wszystkim niemieckich Żydów, ale także Niemców, od słowa Jacke (niem.)
                    marynarka.                                                         321
   318   319   320   321   322   323   324   325   326   327   328