Page 327 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 327
ramię. Drobne ciało obok niego rzucało się, rzęziło. Szolem słyszał swoje imię
14
i słowo, które mogło oznaczać benk albo też – gedenk … Zacisnął oczy, jakby
chciał w ten sposób głębiej zapaść się w sen, ale jego ciało stało się jeszcze
bardziej świadome. Usłyszał skrzypienie łóżka Szejny Pesi oraz odgłosy miaro-
wego kołysania… Aż zaczęło i nim kołysać, jakby leżał w kołysce, więc zasnął
głębokim snem. Śpiąc, poczuł paznokcie wbijające się w jego ciało i znowu
usłyszał: – Szolem… benk… gedenk…
We śnie chłopiec oderwał od siebie drapiące go ręce, które mu się poddały.
Jednak na ich miejsce nieznośnym ciężarem zwalił się na jego ramię cały Icie
Meir. Szolem otworzył oczy. Na ramieniu leżał malutki ojciec, który w końcu zasnął.
Zrobiło się lekko… i cicho… jakby wokół nic nie było. Szolem zdjął głowę Iciego
Meira ze swojej ręki, zepchnął z siebie ciało i odsunął je na bok. Wstał z łóżka
i zapalił światło. Szejna Pesia, która siedziała na swoim posłaniu, przestała się
kołysać. Szolem ubrał się, nie wiedząc, co robi. Wkrótce spostrzegł, że biegnie
przez podwórze w kierunku wejścia na korytarz prowadzący do mieszkania Es-
tery. Przebiegł trzy piętra schodów, ale gdy przybył pod jej drzwi, coś się w nim
zacięło. Usiadł na schodach, wtulił się w kąt i zamknął oczy. Modlił się o dar łez,
jednak nie potrafił zapłakać. Oparł głowę na kolanach i zaczął śnić o życiu Icie-
go Meira, o Końskowoli, o sadzie, o Warszawie i Łodzi. Śnił słowa Iciego Meira,
jego powiedzonka i dowcipy, jego przemowy do głodnych ludzi w getcie. A gdy
podniósł głowę, rozejrzał się i zdziwił, co robi tu, przy drzwiach Estery. Wydało
mu się to dziwne, bo przez ostatnią dobę w ogóle o niej nie myślał. Schodząc po
schodach, wiedział, że odchodzi też od niej, że jego miłość właśnie przeminęła.
Nie czuł żalu ani smutku. Czuł jedynie to, że sam stał się Icie Meirem.
14 Benk (jid.) – tęsknij; gedenk (jid.) – pamiętaj.