Page 32 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 32
Prześladowało go pytanie, co się stanie z Sunią, kiedy jego zabraknie na świecie?
Wyobrażał sobie, jak się błąka samotna, wyjąca, jak szuka go w pustce i nie
może odnaleźć. Widział ją na zasypanym śniegiem cmentarzu, jak z pyskiem tuż
przy ziemi wącha i szuka jego śladu, aż znajduje ośnieżony grób i zaczyna kopać
coraz głębiej i głębiej. Łzy napłynęły mu do oczu, lecz nie wiedział, czy płacze
nad suką, czy nad samym sobą. Coś zaczęło go dławić w gardle – niczym ostry,
niedojedzony kęs, który nie chce się ruszyć z miejsca. Próbował go przełknąć.
W gardle zrobiło się ciasno. Również we wszystkich członkach poczuł gwałtow-
ną ciasnotę. Podniósł głowę, jakby chciał poszukać pomocy, i dopiero wówczas
zauważył Samuela, a także poczuł rękę przyjaciela pod swoim ramieniem.
*
Samuelowi szło się lekko. Niczego nie zabrał ze sobą poza wiadrem, w którym
leżały owinięte części rozebranego radia. Ubrany był w lekki, codzienny garnitur.
Problem dźwigania na sobie jak największej ilości ubrań, aby zaoszczędzić tasz-
czenia ich w pakunkach, nie dotyczył go. Tak czy siak stróż Wojciech przewoził
wszystko w wielkim wózku.
Wiatr bawił się kruczoczarnymi włosami Samuela, które zaczęły się już prze-
rzedzać na skroniach. Jego drobna postać wydawała się jeszcze mniejsza obok
pana Adama, a blada twarz – jeszcze bledsza w porównaniu z purpurą twarzy
przyjaciela. Niósł wysoko podniesioną głowę, rozglądając się od czasu do czasu,
aby sprawdzić, czy na horyzoncie nie pojawia się jakiś Niemiec. Prawdę mówiąc,
nie bał się. W wielkim ścisku – w takim tłumie ludzi obładowanych paczkami
i workami – małe były szanse na to, żeby wiadro z „niekoszernym” skarbem
rzuciło się komuś w oczy.
Samuel obserwował ludzi idących obok niego. Nie postrzegał ich jako jednej
masy, lecz widział osobne twarze, postaci, zgadując, co każdy zostawia za sobą
i co przed sobą widzi. Te twarze wywoływały rozmaite myśli. Pobożni Żydzi przy-
pominali mu jego dziadka i ojca. Starsze, elegancko ubrane kobiety – nasuwały
wspomnienie jego babki oraz matki. Rzut oka na domy po bokach sprawił, że
pomyślał o domu – tym starym na Nowomiejskiej, i tym nowym, na Narutowicza.
Oba domy zlały się w jego myśli i niemal stały się jednym. Dziwił się obojętności,
z jaką wspomina te dwa punkty na mapie miasta, w których spędził swoje dotych-
czasowe życie. (O fabryce i interesie w tym momencie nie pamiętał.) Dziwił się,
że w ogóle nie żałuje tych rzeczy, z którymi tak był związany. Wydawało mu się,
że wszystko, co zostawił tam, w dole, to marność nad marnościami, a wszystko,
co ma jakąkolwiek wartość, zabrał ze sobą.
Gdy tak szedł, przyglądając się płynącym ludziom – każdemu z osobna
30 i wszystkim razem – zaczęło mu się wydawać, że powietrze rozedrgane słowami,