Page 30 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 30

poza nim. Będziemy wypowiadać podobne słowa. Odnajdziemy się w… pięknie,
               ponad brudem i chaosem. To brzmi patetycznie. Życie czasami może być bar-
               dziej patetyczne niż wszystkie słowa. Rozejrzyj się… Ludzie, którzy tu idą, są…
               brzydcy, co? Żałośni, brudni, stłoczeni, niedbale ubrani. To naprawdę mój naród,
               który odważnie idzie na spotkanie swojego losu. Dziś wielki dzień w żydowskiej
               historii. – Wanda przygryzła wargi. Panna Diamant nieustannie mówiła, wciąż
               krążąc wokół tych samych myśli. Łzy ciągle płynęły z jej oczu. − Kiedyś powie-
               działam ci, pamiętasz tamten dzień, że Niemcy zrobili ze mnie Żydówkę. Tak
               więc przynajmniej tę jedną rzecz im zawdzięczam… Ponieważ teraz myślę, że tak
               naprawdę źle służyłam naszym ideałom. W jak niewłaściwy sposób zwracałam
               się kiedyś do żydowskich dzieci! Jakże mogłam dotrzeć do ich dusz, żądając, aby
               zaparły się siebie? Czy to możliwe? Człowiek, który porzuca własny naród, staje
               się bogatszy czy ubożeje? Czyż nie jest jak ślepiec bez oparcia? A… a jeśli każdy
               naród jest instrumentem w wielkiej orkiestrze… Im piękniej i wyraźniej gra każdy
               instrument, tym bogatszy i lepszy staje się koncert… Więc czemu chciałam, żeby
               moje… żeby żydowskie skrzypce zamilkły? Uwertura, którą zagrają narody, kiedy
               nadejdzie wolność… − zawstydziła się tego, co powiedziała, po czym ponownie
               zaczęła wyrzucać z siebie urywane słowa: − Dlaczego… wszystko, co mówię,
               jest tak niezwykłe?
                  Stały za murem. Obie drżały z zimna. Nieoczekiwanie ich ręce splotły się i trwały
               wczepione w tom wierszy Słowackiego – dwie pary starych rąk, pomarszczonych
               jak suche, jesienne liście, które znalazły wsparcie przeciw miotającej nimi burzy
               na wciąż jeszcze świeżej, pozłacanej okładce książki.
                  − Dziękuje ci… za niego… za Słowackiego − panna Diamant zakrztusiła się.
                  To niezwykłe padło teraz z ust Wandy, mokrych od słonych łez. Słowa te
               wypowiedziała z rozpaczą i nadzieją, niczym pytanie i potwierdzenie zarazem:
               − Spotkamy się w nim… − jej ręce zsunęły się z książki. Odwróciła się tyłem do
               przyjaciółki i powoli odeszła, otoczona nadciągającą falą ludzi.
                  Panna Diamant stanęła na stopniu, patrząc, jak Wanda znika. Potem mocniej
               otuliła się liliowym szalem, przycisnęła do piersi tom wierszy, a jej mała, ptasia
               twarz wyciągnęła się do przodu i w górę – jakby szukając przestrzeni do lotu.



                                                 *


                  Pies również szedł do getta . Był to brązowy, zgrabny doberman, który wabił
                                        24
               się Sunia – własność pana Adama Rozenberga. Wśród stworzeń zapełniających



               24   Początkowo mieszkańcy getta mogli posiadać zwierzęta domowe, w tym psy, z czasem wprowa-
         28       dzono opłaty, a potem zakaz przebywania psów na terenie zamkniętej dzielnicy.
   25   26   27   28   29   30   31   32   33   34   35