Page 28 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 28
małego ja? Gdzie ma pan oczy i uszy? Dlaczego nie rozejrzy się pan odrobinę
dookoła, nie popatrzy pan, co się dzieje? Proszę mi wierzyć, byłoby lepiej dla
pana, gdyby pan żył z ludźmi zamiast zamykać oczy i zajmować się tylko sobą.
Zauważyła, jak resztka krwi odpływa z jego twarzy, a następnie poczuła, jak
ta sama krew zaczyna płonąć na jej własnych policzkach. Rozgorzała na nich
purpurą, sięgając po same uszy.
− Mam prawo – wyjąkał − być zajęty tylko sobą. Człowiek najpierw zamyka
oczy na to, co dookoła, a potem...
W zawstydzeniu nie usłyszała jego urywanych słów. − Co pan powiedział?
− Powiedziałem, że ma pani piękne, zielone oczy.
Nie patrzył na nią. Bolesny grymas wykrzywił maskę jego twarzy. Esterę
ogarnęła bezradność. Nieoczekiwanie pochyliła się jeszcze niżej w kierunku
wykrzywionych ust, aż poczuła żar jego oddechu na swoim policzku, po czym
wyrzuciła z siebie błaganie urwane, tępe, choć pełne wewnętrznego bólu: − Czy
pan, panie Friede, chciałby zostać moim przyjacielem? – Pytanie to zabrzmiało
w jej własnych uszach bezsensownie, dziecinnie i głupio. A jednak nie mogła się
powstrzymać. – Możemy zostać dobrymi przyjaciółmi. Ja… też jestem samotna.
Idę bez nikogo. Niech pan otworzy oczy, panie Friede, mówię poważnie.
Nie otworzył oczu. Jego usta wykrzywiły się jeszcze bardziej, gdy zapytał: −
Mówi pani poważnie?
− Tak… tak − nie wiedziała, co się z nią dzieje.
− To niech pani pójdzie i trochę pomoże ciągnąć tę karetę.
Przepchnęła się do kobiety na przedzie, wyjęła jeden uchwyt z jej ręki i wraz
z nią zaprzęgła się do wózka.
*
Wraz z zawiniątkiem panna Diamant trzymała pod pachą piękny tom poezji
Słowackiego. Wolną ręką przytrzymywała się Wandy, swojej przyjaciółki. Właści-
wie powinny się były rozdzielić dużo wcześniej, ale nie mogły się oderwać jedna
od drugiej. Przesuwały więc rozstanie od rogu do rogu, a w końcu – od domu do
kolejnego mijanego domu.
Wanda też chciała iść do getta. Panna Diamant kategorycznie się temu
sprzeciwiła – choć właściwie sama nie potrafiła sobie wytłumaczyć dokładnie,
dlaczego. Była pewna, że dobrze robi, że są skazane na rozstanie.
− Ty musisz zostać – panna Diamant nieustannie przekonywała płaczącą
Wandę. – Tam nie będzie nam razem dobrze. Droga Wando, tam byłabyś nie
tylko ze mną, ale z nimi wszystkimi. Popatrz… − nerwowo dotykała przyjaciółki,
wskazując na gwarny, krzątający się tłum. − Poza nieszczęściem nic mnie z nimi
26 nie łączy. Oni żyją zupełnie innym życiem… Przecież wiemy to obie, kochana…