Page 307 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 307
Josi, wesoły syn Iciego Meira Stolarza, codziennie widywał Prezesa. Pracował
1
w Zoll-amcie na Bałuckim Rynku, dokąd przywożono z miasta stare meble do
przerobienia i odnowienia, a Rumkowski, który ostatnio, nie mogąc wysiedzieć
w biurze, biegał po resortach i instytucjach i doglądał, jak idzie praca, dość czę-
sto składał wizyty również zatrudnionym tam żydowskim robotnikom. Zwłaszcza
w ostatnim tygodniu, kiedy Josi pracował w jego biurze, remontując je i dobudo-
wując pokój na archiwum, przechodzący obok Prezes zatrzymywał się przy nim
i za każdym razem pytał, jak się nazywa, gdzie mieszka i czym zajmował się jego
ojciec przed wojną. Z Josim Prezes rozmawiał więcej niż z innymi robotnikami,
gdyż chłopiec zawsze był uśmiechnięty, a jego twarz w porównaniu do twarzy
większości mieszkańców getta wyglądała naprawdę promiennie. Wydawało
się, że Rumkowski po prostu nie może przejść obok Josiego, nie zatrzymawszy
się choć na chwilkę, by nacieszyć się jego radosnym spojrzeniem i wdziękiem,
z jakim radzi sobie z narzędziami. Nieraz miał ochotę wynagrodzić młodzieńca
za jego wygląd – dać mu kartkę na połowę chleba czy na trochę ziemniaków
jako dodatek do dobrych talonów, które i tak otrzymywał, pracując na Bałuckim
Rynku. Jednak nie chciał go zbytnio rozpieszczać.
Josi nie czuł się spięty w obecności Prezesa. Dla niego ten człowiek był takim
samym Żydem jak inni – trochę nerwowym, trochę roztargnionym, ale także
pracowitym i solidnym. Tak więc Josi rozmawiał z nim swobodnie i naturalnie,
okazując mu szacunek należny starszym ludziom, a przy tym zachowywał się
z ufnością, jaką darzy się widywanego codziennie sąsiada. Jeśli Mordechaj Cha-
im był w dobrym nastroju, to oczywiście było dobrze, jeśli zaś był poirytowany,
1 Zoll-amt – urząd celny. 305