Page 209 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 209
Szolem zaczął pić jako pierwszy. Napił się nie herbaty – lecz bursztynowo-
czerwonych perfum. Za nim Icie Meir i Szejna Pesia pospieszyli skosztować. Nad
gorącymi szklankami unosiła się lekka para. Jej cenny aromat, kwiatowy i słodki
zarazem, unosił się w powietrzu z nieopisanym smutkiem.
Icie Meir odsunął szklankę. – Szkoda łyżeczki cukru…
– Wypij jeszcze trochę, Icie Meirze – niepewnie westchnęła Szejna Pesia, po
czym ze sztucznym zachwytem wmusiła w siebie jeszcze jeden łyk.
Również Szolem odsunął szklankę. Unikał spojrzeń obojga rodziców. Z nisko
spuszczoną głową podszedł do szuflady, wyjął buteleczkę perfum i wyszedł z domu.
Z całej tej nadziei pozostała mu jeszcze jedna przyjemność – podarowanie
Esterze prezentu. Szybko i niecierpliwie przemierzał podwórze. Rzecz w tym, że
na „działce młodzieży”, to jest na kolonii, którą partia urządziła na przydzielonym
jej kawałku marysińskiej ziemi, dzisiaj odbywał się wieczór ku czci Szolem-Alej-
chema . Cały tydzień Szolem obiecywał sobie, że pobiegnie tam zaraz po pracy,
6
aby pomóc towarzyszom w przygotowaniach. Ale przecież nie mógł przesunąć
wręczenia prezentu Esterze. Przede wszystkim musiał zobaczyć wyraz jej twarzy.
Wyobrażał sobie, co powie ona, co on powie. W wyobraźni widział, jak dziewczyna
wyjmuje korek z maleńkiej buteleczki i wylewa perfumy na swoje rude, kręcone
włosy. Widział ją otuloną aromatem, który właśnie wygonił go z domu. Ale sko-
jarzony z postacią Estery zapach ten ponownie stał się czymś drogocennym.
Jedynie dzięki niej zapach ten pomoże Szolemowi wrócić do równowagi.
Dziewczyna przyszła wieczorem. Szarość podwórza rozjaśniła się blaskiem
jej płonącej głowy. Wyszedł jej naprzeciw, zastanawiając się, czy ma dać jej bu-
teleczkę do ręki właśnie tu i odejść, czy też powinien odprowadzić ją do pokoju
i wręczyć jej prezent tam, na górze. Ponownie wyobraził sobie, jak wyjmuje korek
i wylewa na włosy drogocenny płyn. Jego serce trzepotało. Patrzył na jej rozpięty
płaszcz, na kolorową, lekką sukienkę, na szczupłe, zgrabne nogi w lekkich, letnich
pantoflach. Przyszło mu do głowy, że o tej porze roku powinna być cieplej ubrana.
Jej przymrużone oczy błysnęły ku niemu przyjaźnie. – Co słychać? – pospiesz-
nie podała mu rękę, nie mając zamiaru się zatrzymywać.
– Można zajrzeć do pani na minutkę? – wyjąkał.
Jej spojrzenie padło na ziemię, a opuszczone rzęsy rzuciły cień na policzki.
– Jestem zajęta.
– Tylko na chwilę…
– Dopiero wracam z pracy. – Jej głos stał się niecierpliwy, ale więcej nic nie
powiedziała, pozwalając mu iść za sobą.
6 Szolem-Alejchem – pseudonim pisarza (właściwie nazywał się Salomon Rabinowicz; 1859–1916),
który był jednym z klasyków literatury jidysz, autorem kilkudziesięciu utworów: powieści, opowia-
dań, dramatów, humoresek, felietonów i książek dla dzieci znanych na całym świecie. Jego naj-
słynniejsza opowieść to Dzieje Tewji Mleczarza. 207