Page 212 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 212
i dotyczącymi getta, z artykułami przewodnimi, piosenkami i opowiadaniami.
Mieli bibliotekę, studiowali ekonomię polityczną, socjologię i historię – a poza
tym tych czterdziestu młodych ludzi wspólnie spożywało posiłki z przydziału dla
dwudziestu dwóch z nich.
Gdy Szolem wszedł do sadu, zobaczył cały zebrany tłum. Nie bacząc na to,
że już było jesiennie i chłodno, wszyscy siedzieli na zewnątrz, jakby im było
szkoda pożegnać się z ziemią. Wyglądali jak niezwykłe, nieruchome rośliny, które
ostrożnie wyrastają z grządek. Chłodne, blade słońce odbijało się na twarzach
zwróconych ku środkowi, gdzie stał aktor. Oczy wszystkich zawisły na jego ustach
w oczekiwaniu na komiczne słowo, aktorski grymas. Usta widzów były otwarte,
gotowe wybuchnąć śmiechem. I oto wybuchł chóralny śmiech, rozlegający się
ze wszystkich stron. Jego ciepło ogarnęło całe ciało Szolema.
Zrobiono dla niego miejsce na brzegu skrzynki. Znajome oczy mrugały do nie-
go pozdrawiająco. Pomiędzy gośćmi siedział Isroel, jego brat, porozumiewawczo
machając ku niemu ręką.
Mucha, kierownik koła dramatycznego – czarny, młody chłopak o gorącym
spojrzeniu, którego niezaspokojonym pragnieniem było zostać aktorem – zmo-
bilizował wszystkie swoje talenty, aby wcielić się przed publicznością w sierotę
Motla , który znajduje się w ogrodzie felczera Menaszego. Tutaj, w ich własnym
9
ogrodzie, opowieść o sadzie felczera Menaszego przemawiała do młodzieży
w zupełnie inny sposób. Tu łatwo było zrozumieć Motla, który leżał na dachu
stęskniony, zapatrzony w owoce: wiśnie, śliwki i brzoskwinie. Tutaj, w ich własnym
ogrodzie, bohater opowiadania wydawał się o wiele bardziej komiczny, o wiele
bliższy. Tutaj też czuli się znacznie lepiej niż on, bo nie bali się ani felczera, ani
jego psa. Sami byli gospodarzami sadu.
Szolem słyszał swój własny śmiech w radosnym chórze. Śmiejąc się, wyobraził
sobie mamę, Szejnę Pesię, oraz ojca, Iciego Meira, w końskowolskim sadzie.
Wyobraził sobie własne drzewo wiśniowe… A przy tym znowu poczuł nieutulony
ból. I zachciało mu się płakać, nie wiedział jednak, czy z powodu mamy, która
tak bardzo chciała napić się szklanki dobrej, prawdziwej herbaty, czy z powodu
ojca, który coraz bardziej zapada na zdrowiu, czy z powodu Estery, która nie od-
powiada na jego miłość, czy może z żalu nad samym sobą. Zerwał się z miejsca
i wybiegł z ogrodu.
Szedł powoli piaszczystą ścieżką, gdy nagle poczuł na swoim ramieniu dłoń
brata.
– Dlaczego odchodzisz? – zapytał Isroel, chociaż jego mądre, szare oczy
zdawały się mówić, że wszystko wiedzą. Dostrzegły bowiem smutek, który
9 Motl jest bohaterem zbioru opowieści Szolem-Alejchema pt. Motl Pejsi dem Chazns (Motl syn kan-
210 tora, przeł. S. Wygodzki, Warszawa 1958).