Page 238 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 238

Nauczyciel przemilczał tę dłużącą się nieprzyjemnie godzinę, a ona przepłakała
           ją. Była pewna, że nawet on – pan Holcman, nie popiera jej postępowania.
             Kiedy wreszcie wyszła ze szkoły, dzieciaki czekały na nią. Zrobiono dla niej
           szyderczy szpaler, wygrażano jej pięściami i wyzywano najbardziej znienawidzo-
           nym, sprawiającym tyle bólu przezwiskiem – „Łamistrajk!”. Do tej pory nie jest
           pewna, jak powinna ocenić swoje postępowanie w tamtym dniu. Czy dobrze zro-
           biła? A może źle? Jedno było dla niej jasne – inaczej nie mogła. I z tej pewności
           zrodziła się w niej świadomość, że jest jak kot, który chodzi własnymi drogami.
             Zaczęła rozmyślać o swoim obecnym życiu. „Dlaczego dziewczyny wołają na
           mnie «uspołeczniona»? Dlaczego wybierają mnie na swoją przedstawicielkę?
           Dlaczego biegają za mną jak stado owiec za pasterzem i dlaczego tutaj – w mojej
           szkole, w tej najlepszej szkole na świecie, miałam tak mało przyjaciół? Czemu
           biegam na spotkania partyjne i jeżdżę na kolonie, choć czasami czuję się tak
           smutno i samotnie w tym towarzystwie? A gdy uciekam, czemu ciągnie mnie do
           nich z powrotem? Czy rzeczywiście jestem indywidualistką, jak mówi Bella, czy
           też jestem prospołeczna? Jestem dobra, czy zła? Kim jestem? Czego oczekuję
           od siebie? Od mego życia? Dokąd zmierzam?...”
             Nagle powrócił cały wewnętrzny ciężar. Musiała zobaczyć się z panią Rubinow.
           Teraz, natychmiast. Przebiegła przez opustoszałe podwórze szkolne i popędziła
           na trzecie piętro po dwa, trzy stopnie naraz. Drzwi do pokoju pani Rubinow były
           otwarte, więc Rachela od razu dostrzegła siwą głowę nauczycielki pochyloną
           nad książką. Podniosła ją, po czym wyciągnęła obie ręce w kierunku Racheli:
             – A co to za święto dzisiaj?
             – Chciałam panią zobaczyć, pani Rubinow.
             – Tak po prostu? Nie masz dziś zajęć szkolnych?
             – Tak po prostu… – wyszeptała Rachela.
             Nauczycielka zamknęła książkę. Dostrzegła w twarzy dziewczyny coś, co
           przeczyło temu „tak po prostu”.
             – Chodź, odprowadzisz mnie do domu. – Włożyła książkę pod pachę, wzięła
           wielką torbę do ręki i już była gotowa. Na schodach wsparła się na Racheli,
           z trudnością stawiając opuchnięte nogi. – Muszę przygotować referat na spot-
           kanie JAF-u – wysapała. – Może przyjdziesz posłuchać?
             Rachela potrząsnęła głową:
             – Zna pani moje stanowisko. O ile czasami zgadzam się z pani bundyzmem,
           o tyle nie do końca zgadzam się z ideą JAF-u.
             Bundyzm pani Rubinowej był nieco inny niż ten, który był bliski Racheli.
           Nauczycielka twierdziła, że Bund nie narodził się w 1897 roku, ale jest tak
           stary jak żydowska myśl w ogóle. Uważała, że dwa kierunki w żydowskim życiu:
           syjonizm i bundyzm są dwiema drogami wypełnienia misji narodu żydowskiego
           i dlatego nie była antysyjonistką. Twierdziła, że oba za bardzo się upartyjniły,
           tracąc swój filozoficzny wymiar. Jako doktryna socjalistyczna, która walczy
    236    o erę powszechnej wolności myśli, Bund powinien być bardziej tolerancyjny
   233   234   235   236   237   238   239   240   241   242   243