Page 189 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 189
Podbiegł do zielonego stolika, szybko coś szepnął Szafranowi na ucho i z po-
wrotem pospieszył do gości, którzy, niezdecydowani i zagubieni, stali na rozświet-
lonej scenie przed oczyma zaciekawionej dziecięcej publiczności. Rumkowski
stanął na ich czele i jak prowadzący defiladę machał ręką, sprowadzając ważne
osobistości po schodkach.
*
W sąsiednim pokoju jasno pomalowane ściany ozdobione były dziesiątkami
większych i mniejszych fotografii za szkłem, oprawionych w ciemnobrązowe i czar-
ne ramki. Pośrodku pomieszczenia znajdował się stół do ping-ponga przykryty
białym papierem. Na nim stały rozłożone na talerzykach ciasteczka i owoce.
Kieliszki wypełnione alkoholem czekały już na gości. Rumkowski zdjął okulary,
których oprawa pokryta była potem, wyciągnął swoją pomiętą chusteczkę do
nosa, szybko, ale starannie przetarł szkła i ponownie osadził je na mięsistym
nosie, który tak jak cała twarz był rozpalony i błyszczący. Zaczął podejmować
gości, każdemu wkładał do ręki kieliszek, na koniec zostawiając członków komisji
powołanej do rozwiązania problemów „Helenówka”.
– No Żydzi, pijmy lechaim! – Roześmiał się nerwowo, pokazując gościom dwa
rzędy swoich perłowych, sztucznych zębów. Goście odpowiedzieli lechaim i zaczęli
sączyć trunek z kieliszków. Spragnieni i zmęczeni minioną ceremonią skierowali
się do krzeseł przy ścianie. Po chwili większość z nich siedziała w rozpiętych
marynarkach i popijała alkohol, ocierając pot z czoła.
– No, co powiesz, mój przyjacielu? – Rumkowski dopadł Samuela Cukermana,
który zwrócony ku ścianie, z kieliszkiem w dłoni, oglądał fotografie. – Chciałbyś
napisać książkę o moim „Helenówku”? Przyjdź porozmawiać. Na co czekasz?
– Rumkowski po ojcowsku poklepał go po ramieniu i pochylił się do jego ucha:
– A co słychać odnośnie czeku?
Samuel odwrócił głowę w stronę Rumkowskiego i spojrzał na niego ze zdumieniem:
– Nie otrzymał pan moich wpłat?
– Otrzymałem, otrzymałem, ale muszę je pokazać tym idiotom! – Poufale
kiwnął głową w stronę ściany. – Poza tym taka okazja… odrobina radości.
Uśmiechając się kwaśno, Samuel sięgnął ręką do kieszeni. Rumkowski
łagodnie powstrzymał go:
– Nie pali się, nie pali się. Twoje słowo jest dla mnie gwarancją. – Wskazał
na fotografie: – Przyjrzyj się, chodź, przyda ci się to – szturchnął lekko Samuela,
jakby chciał go przepchnąć bliżej w stronę obrazków. Zaaferowany przyskoczył
do długiego stołu, wziął kieliszek i zwrócił się do redaktora Mazura, który siedział
obok pogrążony w rozmowie z kilkoma przedstawicielami gminy: – Lechaim,
Mazur! – Uniósł kieliszek w jego stronę, ale trunku nie spróbował. 187