Page 187 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 187
oczu wypatrywało fotografa między rzędami krzesełek. A on, z przewieszonym
ciężkim aparatem, majstrował coś przy krześle, z którego nie mógł w żaden
sposób wydobyć swojego wyrośniętego ciała. Ani jedno dziecko nie odważyło
się odezwać choćby słowem czy nawet zaśmiać na widok tej komicznej sceny.
W końcu fotograf pokonał krzesełko i stając na drżących nogach wzniósł się
ponad głowy pozostałych.
– Oto i on – powiedział spokojnie nauczyciel Szafran.
– To dlaczego się nie odezwie?! – Rumkowski rozzłościł się i poprawił okulary
na nosie. W końcu opanował wzburzenie i palcem wycelował w kierunku, gdzie
powinien znajdować się fotograf: – Niech pan poczeka! – rozkazał i zaczął po-
pychać dziewczynki z bukietem do przodu sceny. Ustawił je jedną obok drugiej,
wyciągnął rękę, jakby miał przyjąć bukiet z dziecięcej piąstki i pochylił się do
najbliższej dziewczynki, aby ją pocałować. Trzymał usta na główce dziecka tak
długo, aż błysnął aparat fotograficzny.
Rozpogodzony i znów radosny Rumkowski wyprostował się, wziął bukiet z rąk
dzieci, pośpiesznie przyłożył do niego nos i machając nim niczym miotłą, poszedł
z powrotem do stołu i położył go na zielonym obrusie. Usiadł na krześle i objął
wzrokiem dorodną figurę wyrośniętej dziewczyny, która wysunęła się na przód
sceny i rozwinęła kartkę papieru.
– Drogi panie Rumkowski – zaczęła czytać skrzeczącym, łamiącym się gło-
sem, w którym można było usłyszeć kołatanie jej serca. – My, wychowankowie
i wychowanice Domu Sierot w Helenówku, ofiarujemy panu ten skromny bukiet
z okazji dzisiejszego święta jako wyraz sympatii i wdzięczności, które wszyscy
żywimy wobec pana. Jest pan dla nas, drogi panie Rumkowski, kimś więcej niż
przyjacielem, więcej niż wychowawcą. Jest pan dla nas dobrym, oddanym oj-
cem. Dziękujemy z całego serca za wszystko, co pan dla nas robi i przyrzekamy
dozgonną wdzięczność za wszystko, co już pan dla nas uczynił…
Ostatnich słów podziękowania Rumkowski już nie usłyszał. Jego wzrok trium-
falnie przenikał pierwsze rzędy krzeseł, gdzie siedzieli goście, między którymi
znajdowali się też członkowie komisji dążącej do odsunięcia go od kierowania
„Helenówkiem”, rzekomo powołanej po to, aby rozwiązać kryzys finansowy tej
instytucji. Uśmiechnął się, a dzieci na sali, widząc jego rozchmurzoną twarz,
zrozumiały, że mogą ponownie krzyczeć, wyrażając swój entuzjazm. Rumkowski
wyjął pogniecioną chusteczkę do nosa, po czym pośpiesznie wycierając czoło
i twarz, podążył do wysokiej nauczycielki. Objął ją ramionami i ucałował jej pełne,
purpurowe, błyszczące policzki. Fotograf znów zrobił zdjęcie.
Rumkowski przetarł okulary, odkaszlnął i uroczyście, w geście arcykapła-
na, podniósł obie ręce do góry. Przerwano klaskanie. Harmider ustał w jednej
chwili. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w pełnej sali zapadła głęboka
cisza. Rumkowski rozpostarł wyciągnięte ramiona, jakby chciał nimi objąć całą
publiczność – i w tym momencie w oczach dzieci wyglądał jak wielki i potężny
czarodziej. Jego siwe włosy srebrzyły się w świetle reflektorów. Spojrzenie, błysz- 185