Page 188 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 188
czące spoza szkieł okularów i przeszywające ciemność sali, stało się jak strzała,
która magiczną siłą usztywnia ciało każdego dziecka i przenika serce drżeniem
grozy z szacunku i strachu jednocześnie.
– Moje dzieci! – podniósł chrapliwy głos. – Moje dzieci, te duże i te małe! Tak,
jestem waszym tatą, kocham was i troszczę się o was jak ojciec. Chcę od was
jednej rzeczy: żebyście mnie też kochały. Szanujcie mnie i naśladujcie jak tatę.
Jeśli tak uczynicie, będzie wam tutaj dobrze. Uczcie się należycie i wyrośnijcie
na ludzi, których nie będę musiał się wstydzić. Dbajcie o „Helenówek”. To jest
wasz dom. Tak, to jest wasz dom! Dom, który wybudowałem dla was. I jeszcze
raz proszę – pamiętajcie, że mam na uwadze wasze dobro, że wszyscy tutaj
pracujemy w pocie czoła dla was.
Dzieci zrozumiały, że mogą klaskać. Pan Rumkowski popychał delegację
maluchów, aby zeszła ze sceny, po czym przykładając dłoń do czoła, zaczął
szukać na sali fotografa.
– Ty, fotografczik ! – zauważył go. – Chodź tu, zrób mi zdjęcie z gośćmi.
1
Spocony fotograf ukazał się pod deskami sceny, dokładnie na wysokości
stóp Rumkowskiego.
– Minutkę, minutkę, panie dyrektorze! – Pstryknął palcami i zaczął szukać
swojego krzesełka. Rumkowski podszedł do samego brzegu sceny i ochrypłym
głosem, któremu towarzyszyły pośpieszne, zapraszające gesty, zwrócił się do
mężczyzn siedzących w pierwszym rzędzie. Ci zaczęli się rozglądać, wzruszać
ramionami i szeptać jeden do drugiego. Rumkowski, już trochę zniecierpliwiony,
zaczął ich wywoływać po imieniu, a na koniec krzyknął z udawaną łagodnością:
– No, niech państwo nie dadzą się prosić, dzieci czekają! – Z wymuszonym
uśmiechem na ustach zmarszczył nos, aby podtrzymać okulary, które ześlizgnęły
mu się do połowy twarzy.
Goście wstali i bocznymi schodkami zaczęli się gramolić jeden za drugim
na scenę. Dzieci uspokoiły się i z zaciekawieniem przyglądały temu marszowi
„wstydliwych” jegomościów, którymi Rumkowski zaczął komenderować. Pano-
wie z zakłopotaniem witali się z nauczycielami przy zielonym stole, potrząsając
głowami, próbując uścisnąć dłoń, zamienić słowo – Rumkowski jednak zaczął
ich ustawiać w równym rządku, tak że odwrócili się plecami do grona pedago-
gicznego. Oni zaś ciągle oglądali się w kierunku zielonego stolika, jakby chcieli
się usprawiedliwić. Rumkowski kazał im stać równo i skupić się. Dał znak foto-
grafowi, porwał też ze stolika bukiet narcyzów i tulipanów, po czym pośpiesznie
ustawił się w samym środku rzędu gości. Gdy fotograf błysnął fleszem, panowie
ruszyli do zejścia ze sceny, jakby chcieli pospiesznie uciec przed nagłym niebez-
pieczeństwem. Rumkowski szybko zastąpił im drogę:
– Proszę poczekać, pójdziemy się napić do sąsiedniego pokoju.
186 1 Fotografczik – forma zdrobniała od słowa fotograf, o pogardliwym wydźwięku.