Page 88 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 88
Trudno mu było w swoje szczęście uwierzyć. Nadsłuchiwał uważnie w oba-
wie, że ktoś z góry przyjdzie i łup odbierze. Wokół było jednak cicho i spokoj-
nie. Odetchnął z ulgą. Zastanawiał się, jak do tego doszło. Prawdopodobnie
któryś z robotników wyniósł kiełbasę, a potem zląkł się, że to się wyda, więc
żeby się ratować, rzucił ją na ziemię koło drzwi zakładu, bo tam było ciemno.
A teraz kiełbasa była jego! Natknął się na coś, co nie było przeznaczone dla
niego, ale też i nie należało do nikogo innego w getcie. Więc teraz było jego.
Te cudowne zapachy, które dzień za dniem, od miesięcy drażniły jego
powonienie, zmaterializowały się. Trzymał je w swoich drżących rękach
w postaci tłustej, korzennej, błyszczącej rzeczywistości. Położy to na stole
i będzie patrzył, jak Helena i Paula zajadają się przysmakiem, o którym ma-
rzyli od dawna, nie wierząc, że to marzenie może się spełnić. Błogosławił
masarnię i tego bystrego robotnika, który odrzucił kiełbasę pod jego drzwi,
ale nie dał się przyłapać.
Wyjął kawałek czystego papieru i kilka serwet, starannie zawinął zdobycz.
Włożył potem pakunek ostrożnie do torby na fryzjerskie przybory. Ani zapach,
ani forma paczki nie mogły zdradzić, co ze sobą niesie. Zaledwie starczyło miej-
sca w torbie. Nie czuł się już zmęczony, oczy mu błyszczały. Przynosił dzisiaj
rodzinie jedzenie i dobre nowiny. Szedł tak prędko, jak siły mu pozwalały.
Na ulicy ludzie prześcigali się wzajemnie, bo burza mogła przyjść lada
moment. Jakub spojrzał w niebo – całe pokryte było czarnymi chmurami.
Wiatr odbierał mu prawie oddech. Nie przejmował się tym jednak, cieszył
się na deszcz, tak pożądany po tylu gorących, suchych dniach. Podniósł tyl-
ko wytarty kołnierz marynarki i szybko szedł dalej. Kiedy doszedł do rogu
Marysińskiej, poczuł pierwsze krople deszczu, a po chwili dojrzał oślepiającą
błyskawicę. W momencie, gdy przekraczał bramę, rozpętały się żywioły.
Helena i Paula były w domu. Jakub zamknął drzwi, sprawdził dokładnie,
czy rzeczywiście są zamknięte, a potem wyciągnął torbę przed siebie.
– Chodźcie tu, obie chodźcie, zobaczycie, co znalazłem. Na co nastąpiłem
przy samych drzwiach zakładu!
Helena wzięła torbę, była zdziwiona, patrzyła podejrzliwie na męża.
– Ależ ty jesteś podniecony, co ty tam masz?
– Otwórz, to zobaczysz!
Paula zaczęła węszyć wokół z szeroko rozwartymi oczami.
– Mamo – powiedziała powoli – nic nie czujesz? Nie czujesz, że to pachnie
kiełbasą? Czy to jest… kiełbasa?
88 – Rzeczywiście, ja też czuję.