Page 82 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 82
Rozdział ósmy
1
Jakub Lewin szedł powoli w kierunku swojego zakładu. Był zmęczony, bolały
go nogi, upał bardzo mu dokuczał. Przekładał torbę z przyborami z ręki do
ręki, próbując odciążyć ramiona.
Przez cztery godziny stał w maleńkiej komórce bez okien i strzygł robot-
ników z warsztatów mechanicznych. Twarze ludzi, którzy siadali przed nim
w niewygodnym fotelu, traciły powoli swoje indywidualne piętno. Wszystkie
były równie chude i blade, choć słońce świeciło całymi dniami. Paradował
przed nim nieustający pochód wychudłych szyj i kościstych łopatek, odsta-
jących pod cienkim ubraniem. Nikt nie był skory do rozmów. Ludzie byli
zmęczeni już od rana, ta krótka chwila wśród fryzjerskich zabiegów dawała im
odpoczynek i odprężenie, którego nie chcieli zakłócać niepotrzebną gadaniną.
Dla Jakuba praca była zajęciem czysto mechanicznym. Musiał w ciągu
czterech godzin obsłużyć określoną liczbę ludzi – gdyby nie zdążył, nie
przysługiwałaby mu nagroda w postaci szarej, wodnistej zupy. Normalnie
wypełniał łatwo zadaną mu normę, lecz dzisiaj upał był nie do zniesienia.
Przez moment wydawało mu się, że będzie musiał pracę przerwać. Gorąco
buchające ze spoconych ciał, tłok i nieruchome powietrze sprawiły, że poczuł
się bliski zemdlenia. Wytrwał jednak i kiedy zakończył pracę, z ulgą spakował
swoje przybory i posilił się zupą, w której pływały dwa małe kawałki kartofla.
Na dworze powietrze było równie gorące i pełne kurzu, co w środku,
oddychał z trudem, nie mógł znaleźć cienia. W duszy przeprosił Icka, kiedy
sobie przypomniał ich rozmowę sprzed kilku tygodni. Myśl o zimowych
mrozach rzeczywiście nie dawała ochłody. Cierpiał bardzo z powodu gorą-
ca, nieruchomego powietrza, bezchmurnego nieba. Tęsknił za deszczem, za
chłodzącymi kroplami, które spłukałyby pył z ulic i oziębiły gorące uliczne
82 kamienie, parzące go przez cieniutkie zelówki.