Page 181 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 181

Rozdział dwudziesty













                                              1

             Wkrótce po upadku powstania wywieziono Sergiusza i całą jego rodzinę.
             Początkowo Lewin niczego nie podejrzewał. Zdarzało się już i przedtem, że
             Sergiusz przez wiele dni się nie pokazywał. Jakub czekał cierpliwie w pustym
             zakładzie, zależało mu właściwie bardziej na spotkaniu z pełnym życia, ruchli-
             wym przyjacielem niż na wiadomościach. Od chwili gdy walki w warszawskim
             getcie ustały, stracił zainteresowanie wydarzeniami na froncie. Nie przyznawał
             się wprawdzie do tego, nawet przed samym sobą, i nadal wysłuchiwał pilnie
             nowości, by potem je przekazać dalej, ale jego spojrzenie nie skupiało się przy
             tym na rozmówcy, błądziło daleko, poza granice getta. Wciąż jeszcze przeżywał
             to, co w owe dni działo się wśród płonących zgliszcz.
                Kiedy zrozumiał, że Sergiusz już nigdy go nie odwiedzi, nie próbował
             nawiązać jakiegoś nowego kontaktu, choć takie możliwości istniały. W taki
             czy inny sposób, ludzie dowiadywali się, co się działo po drugiej stronie i na
             froncie. W jego zakładzie dyskutowano otwarcie, niektórzy klienci mieli
             wiadomości z pewnych źródeł. Nowości rozchodziły się szybko, w coraz
             szerszych kręgach. Ale Lewin czuł, że do żadnego kręgu już nie należy.
             Jedyne, co odczuwał, gdy godzinami stał, golił i strzygł, to słabość, ciężar
             nóg i posuwająca się coraz wyżej opuchlizna. Nie potrafił już nawet udawać
             zainteresowania. Twarze migały przed nim i znikały. Bywało, że napotykał
             w lustrze jakieś znajome spojrzenie, które uważnie obserwowało jego twarz
             i ręce. Coraz częściej zdarzało się, że klient wykrzykiwał:
                – Ależ pan schudł w ostatnim czasie, panie Lewin!
                – Jakże inaczej – odpowiadał zwykle – jak tu nie schudnąć.
                Widział to zresztą sam. Chudli wszyscy, ale on klientom tego nie wytykał.
             Bo i po co? Rzadko jakoś ludzie zauważali zmiany w swoim własnym wyglą-
             dzie, niebezpieczne znaki dostrzegało się łatwiej u innych. Więc kiedy oczy   181
   176   177   178   179   180   181   182   183   184   185   186