Page 151 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 151
Rozdział szesnasty
1
Minęło już wiele tygodni od tych skąpanych w oślepiającym słońcu, strasznych
wrześniowych dni. Getto próbowało powoli wracać do normalnego życia.
Było koniecznością, lecz także błogosławieństwem, że wszystkie wysiłki i cała
energia życiowa kierowały się na troski dnia codziennego, na głód, zbliżającą
się zimę, mizerne racje żywnościowe. To, co zdarzyło się we wrześniu, ciążyło
nad mieszkańcami getta jak wielka, przytłaczająca groźba. Nigdy o niej nie
zapominali. Mogła się spełnić w każdej chwili, lecz kłopoty trzeba przecież
jakoś pokonać i dzień przeżyć.
Ludzie ustawiali się przed garkuchniami w niekończących się kolejkach,
czekali w nadziei, że przypadnie im jakaś dodatkowa porcja obierków od kar-
tofli. Obierki dokładnie myto, długo gotowano, siekano i mieszano z odrobiną
mąki; z tej masy można było usmażyć placki, które były wprawdzie gorzkie
i drapały w gardło, lecz wypełniały żołądek. Można też było dodać trochę
fusów po zbożowej kawie lub – choć to był już luksus – starty surowy kartofel,
a potem jeść, nie zwracając uwagi na żołądkowe protesty.
Wszędzie trwała wytężona praca. Pełni obaw, niepokoju i strachu, miesz-
kańcy getta musieli wytwarzać w swoich fabrykach i warsztatach coraz więcej,
choć racje żywnościowe z każdym dniem malały, a wieczorna zupa stawała
się coraz uboższa. Przez bramy getta wyjeżdżały ciężarówki załadowane
towarami, przesiąkniętymi znojem i udręką.
Drewniany most, ogromny i rzucający ponure, groźne cienie, w tamte
wrześniowe dni wymarły, zapełnił się znowu tłumami, które przewalały
się po nim w drodze do pracy, a potem do domu. A spod mostu kierowały
się w jego stronę lufy karabinów, które mówiły swym metalicznym głosem:
„Pamiętaj, że to, co się zdarzyło, może się znowu zdarzyć. W każdej chwi-
li, kiedy niczego nie podejrzewasz i myślisz, że jesteś bezpieczny, możemy 151