Page 147 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 147

cjantów twardym głosem. – To może nie wiecie, jak wtedy będzie. Wygarną
             was wszystkich. My mamy rozkaz zabrać jedną kobietę i musimy to wykonać.
                – Ale nie matkę!
                – No cóż, nam to wszystko jedno. Nie chcecie puścić matki, zabierzemy
             panią. Jedną kobietę mamy zabrać, którą to nam nie różnica, byle cyfra się
             zgadzała. Jedna musi pójść z nami. No to jak?
                Gołda wzdrygnęła się, przycisnęła rękę do serca. Jak we mgle widziała, że
             wszyscy patrzyli na nią i że Majer zaczął płakać.
                Ona albo jej matka… Jej życie czy życie matki, można wybierać, dla nich to
             nie odgrywało roli. Gołda przełknęła ślinę, czuła się bliska zemdlenia. Więc
             jeśli matka zostanie, ona będzie wywieziona. Dokąd – nie wie. Matka także
             nie wie. Jeśli zabiorą matkę, a ją zostawią, będzie z tym musiała żyć. Chcą
             jedną! A jeśli matka nie chce jechać i pozwoli córce ofiarować się? Na pewno
             nikt z nich nie chce dobrowolnie umierać, ani ona, ani jej matka. Można
             wybierać… Boże, Boże, co czynić?
                Odwróciła się i w trwodze patrzyła na matkę. W pokoju panowała śmiertel-
             na cisza. Sara Rubinsztajn nie przerywała sobie, nadal się ubierała za plecami
             synów, którzy stali nieruchomo ze spuszczomi ramionami i pochylonymi
             głowami. Majer położył się na swoim materacu i szlochał. Sara nie czuła
             paniki. Rozumiała swoją córkę, współczuła jej. Ale to ona, Sara, pojedzie.
             Spotka może Nisana, będą razem. Gołda nie musi się bać…
                Spódnica, ciepły sweter, drewniaki. Jakby nieobecna przeczesała palcami
             perukę, bezwiednie pogładziła się po twarzy. Nikt nic nie mówił, policjanci
             czekali.
                – Jestem gotowa. – Sara Rubinsztajn podniosła się, błądziła wzrokiem od
             jednego do drugiego, jakby w oczekiwaniu na jakieś słowo lub gest ze strony
             swych synów. Widziała jednak w ich oczach tylko zgrozę i przekonanie, że była
             skazana na zagładę. Nie spotka Nisana. Nigdy już swoich dzieci nie zobaczy.
                Policjanci wzięli ją szybko pod ramiona i wyszli. Jej dzieci nadal stały ska-
             mieniałe, w milczeniu. Odgłosy podbitych butów powoli zamierały, w domu
             zapanowała cisza…


                                              2

                Polowanie trwało, lecz kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, mieszkańcy
             getta zaczęli się bronić. Starsi próbowali się ukryć, rodzice walczyli o swoje   147
   142   143   144   145   146   147   148   149   150   151   152