Page 146 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 146
– Sara Rubinsztajn?
– To ja…
– Proszę się ubierać, pani pójdzie z nami.
– Jak to… dlaczego?
Gołda podeszła do policjanta, próbowała zajrzeć w listę.
– To musi być jakaś pomyłka – powiedziała szybko. – Moja matka nie
skończyła jeszcze sześćdziesięciu lat, ma tylko pięćdziesiąt siedem. Mówię jak
jest, mogę pokazać papiery. Dlaczego ma z wami iść? Rumkowski przecież
powiedział, że to dotyczy tylko tych po sześćdziesiątce.
– I wszystkich chorych.
– Ona nie jest chora!
– Ale leżała w szpitalu, nie? No, proszę się ubierać, nie mamy czasu ster-
czeć tu całą noc.
– Proszę mnie wysłuchać. Moja matka była w szpitalu tylko dwa dni, to
była jakaś bagatela. To musi być pomyłka.
– Pomyłka? – Policjant trzymający listę roześmiał się nagle z goryczą.
– Gdyby pani wiedziała, jakich my ludzi dzisiaj wygarnialiśmy! Młode, zdrowe
kobiety, które kiedyś tam rodziły w szpitalu dzieci. Silnych chłopów, może im
kiedyś operowali paznokieć na palcu u nogi. Wszyscy, co byli w szpitalu chociaż
jedną noc, mają jechać. A pani mówi, że to pomyłka. Niemcy i pomyłka? Nie,
nie, oni potrafią robotę zorganizować. Niech pani da matce się ubrać, i to szybko.
Wszyscy czterej bracia podeszli i ukryli matkę za sobą. Czarne oczy Lejba
ciskały gromy, był wściekły.
– Wynoście się stąd! – krzyknął. – Won! Won, bo zrobię z wami porządek!
Moja matka z wami nie pójdzie, jasne?
– Niech się pan nie wygłupia, na ulicy nas dużo. Nie z takimi chojrakami
daliśmy sobie dzisiaj radę. Dziękuj pan Bogu, że pana nie bierzemy. Młodszych
i silniejszych braliśmy. I niech pan się nie stawia, bo wezwiemy pomoc. A pana
matka i tak długo sobie dobrze żyła.
Gołda widząc, że matka zaczęła się ubierać, podbiegła do niej.
– Daj spokój, mamo – zawołała, chwytając ją za ręce. – Nie słuchaj, co oni
mówią. Nigdzie nie pójdziesz!
Sara Rubinsztajn, której twarz, choć trupio blada, zdążyła już odzyskać
swój zwykły spokojny wyraz, popatrzyła na córkę pewnym wzrokiem.
– Lepiej będzie, jak pójdę, córeczko.
– Nie, nie rób tego. Niech wzywają pomoc!
146 – Więc chcecie absolutnie, żeby tu przyszli Niemcy? – rzekł jeden z poli-