Page 55 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 55
– Jakby diabeł wstąpił w niego dzisiejszej nocy! Mańki chata jest mu bliska.
A wiesz co jeszcze? On wyniósł Chomelego Sojfera na swoich plecach, słyszysz?
Joselego naszła garść wspomnień z lat dzieciństwa, kiedy mieszkał i bawił
się z Wacławem. Jakie to dziwne, że dzisiejszej nocy przychodziły mu na myśl
rzeczy, które dawno już wymazał z pamięci.
– Patrz, patrz, Josel! – huknął mu Fiszel prosto do ucha. – Te płomienie
w środku. Wyglądają jak grupa nagich kobiet! Wywołują we mnie grzeszne myśli,
słyszysz Josel?
Josel odsunął go od siebie. Nie było sensu mówić Fiszelemu, jak źle jest
z Marimel. On był na wpół szalony, kiedy zabierał się do gaszenia ognia. Dlatego
właśnie był tak świetnym strażakiem. Żeby wykonać kawał roboty naprawdę
dobrze, trzeba umieć obłąkańczo pracować, pomyślał Josel.
– Ej, Josel – Fiszel obrócił głowę na mięsistym, czerwonym karku, opływają-
cym potem. – Żebyś ty wiedział, jak korci mnie, aby rzucić się w ogień, dorwać
te płomienne kobiety i zadusić je moimi rękoma.
Josel miał dość. Obrócił się i ruszył w kierunku swojej ulicy. Nie, nie biegł.
Nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Poruszał nimi z wielkim wysiłkiem. Tak był
sparaliżowany strachem, że życzył sobie, aby nigdy nie dotarł do domu.
Kiedy doszedł i wszedł do środka, a ktoś powiedział mu o narodzinach córki
i śmierci żony, powieka mu nie zadrżała. Cały czas wiedział, że Marimel jest
skazana na śmierć. Od tego momentu, gdy zobaczył ją na łóżku, niczym na pło-
nącym stosie, kiedy płomienie odbijały się w szybie. Wiedział już wówczas, że
Wszechmocny opuścił ją, opuścił jego. To była prawdziwa przyczyna, dlaczego
musiał wybiec z domu i dlaczego ociągał się z powrotem. Nie był gotowy na
spotkanie ze śmiercią, na spotkanie ze sobą samym w swojej bezsilności. Nie,
nie było takiego strażaka, który był w stanie ugasić płomienie bożego gniewu.
Joselowi sklep nigdy nie przynosił radości, a po śmierci Marimel niemal znie-
nawidził go. W jorcajt stanie przed progiem i czekanie na klienta było prawie
11
nie do wytrzymania. Prawie – ponieważ nie było innego wyboru jak znosić to.
Żyd ze stoickim spokojem powinien przyjąć wszystko, co jest mu pisane. I Josel
przyjmował – nie, nie ze stoickim spokojem, ale z zaciśniętymi ustami. Nigdy nie
skarżył się na swój los. Ale tego dnia powstrzymywana złość gotowała się w nim.
I kiedy tak stał wsparty o framugę swego sklepiku, zaczął się zagłębiać my-
ślami w problem ahawy – i doszedł do tak heretyckich wniosków, że aż sam
12
się ich przestraszył.
Mianowicie zaczął myśleć, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak miłość. Na-
wet przykazanie „Będziesz miłował…” wydawało mu się śmiesznym, dziecinnym
11 Jorcajt – rocznica śmierci.
12 Ahawa – miłość, boża miłość, słowo pochodzi od hebrajskiego czasownika ahaw, co tłumaczy się:
,,ja będę dawać”. Chodzi zatem o miłość opartą na dawaniu. 55