Page 337 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 337

1

             Miasteczko Bociany miało swoje kaprysy i nastroje, jakby naprawdę było pri-
             madonną samego Pana Boga. Jak jedno ciało i jedna dusza odpowiadało na
             wydarzenia a to zadowoleniem, a to gniewem, a to uśmiechem, a to łzami. A te
             nastroje zmieniały się szybciej niż pogoda. Wystarczył powiew z jednej czy drugiej
             strony, aby w mgnieniu oka zmieniały się w swoje przeciwieństwo. Zwyczajem
             miasteczka było reagować na wszelkie wydarzenia najpierw sercem, a dopiero
             potem – rozumem.
                Na przykład po wystąpieniu Fiszelego Rzeźnika w synagodze, gdzie ten
             porządny Żyd, człowiek nierychliwy, przewodniczący brygady straży pożarnej,
             przyznał się, że uległ namiętnościom, miasteczko tak go znienawidziło, jak
             tylko można było znienawidzić nędzne stworzenie, robaka, jakieś obrzydlistwo.
             Nie potrafiono mu wybaczyć rozczarowania, którego był przyczyną, i choć nie
             obłożono go klątwą, unikano go jak nieczystego. W jatce się już nie pokazywał.
             Jego żona, którą miasteczko niemal nosiło na rękach, oraz jego chłopcy musieli
             zacząć zarabiać na życie, a przewodniczącym żydowskiej brygady straży pożarnej
             został Tojwele Furman – zdrowy, silny mężczyzna, człowiek uczciwy i bogobojny,
             który wprawdzie nie posiadał uroku Fiszelego, ani też jego mądrości, ale to ra-
             czej było zaletą niż wadą, bo przecież wszyscy wiedzieli, dokąd urok i mądrość
             zaprowadziły jego poprzednika.
                Sam Fiszel załamał się. Zamienił się we wrak człowieka. A cierpiał podwójnie,
             ponieważ niemal nie mógł oddychać z dala od ludzi, ich pochwał i uznania. Więc
             stał się cieniem samego siebie, stracił swoje ogromne muskuły, a brzuch i po-
             liczki zwisały mu jak puste torby, w oczach zaś płonęło szaleństwo zwątpienia.
             Po rozczarowaniu drugim tajemniczym gościem, bluźniercą i rewolucjonistą,
             całymi dniami przesiadywał u reb Sendera Kabalisty i wypełniał wszystko, co   337
   332   333   334   335   336   337   338   339   340   341   342