Page 329 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 329
w jego oczach. Kiedy Jankew się rozglądał i pozdrawiał innych przyjaciół z daleka,
Ariel szeptał do jego ucha podnieconym, gorącym szeptem: – Tak się tylko wy-
daje… na pozór.
– Co masz na myśli? – nie zrozumiał Jankew.
Ariel ścisnął go za ramię:
– Niejeden już raz wybierałem się, by iść do ciebie, na Błękitną Górę… ale
jakoś się nie złożyło. Jestem innym człowiekiem, niż mnie widzisz. A to wszystko
dzięki wariactwom mojego ojca. – Poczerwieniał z napięcia, zachrypł. W sercu
Jankewa coś drgnęło. – Wiesz przecież… – Ariel dalej szeptał – że mój ojciec
jest potłuczoną skorupką . Posłuchaj tej historii. Całkiem niedawno, zanim stał
8
się gorącym zwolennikiem reb Sendera Kabalisty, ojciec pojechał do Chwostów
i wrócił z gościem… Tak, znowu gość. – Ariel uśmiechnął się krzywo. Jego wzrok
płonął, wbijając się z niecierpliwością w oczy Jankewa. – Pamiętasz jeszcze
tamtego gościa? Więc jeśli tamten był posłańcem sitry-achry, ten zdawał się
być samą sitrą-achrą. Zamknęli się obaj w tej samej izbie, a ja podsłuchiwałem
przez dziurę w ścianie. Jeśli… jeśli tamten zacieniał góry bluźnierstwami prze-
ciw Wszechmocnemu, ten Mu zaprzeczał, dowodził, że człowiek Go wymyślił.
Że nie przyjdzie żaden Wybawiciel, żaden Mesjasz, jeśli człowiek nie stanie się
wybawicielem sam dla siebie. I nie dzięki cudom nadejdą czasy mesjańskie,
które nazywają socjalizmem, lecz dzięki powstaniu przeciw możnym, bogatym,
grzesznikom. Dopiero gdy oni zostaną pokonani, na ziemi nastanie raj, życie
w równości, wolności i braterstwie. Rozumiesz, Jankewie? – Podniecony Ariel
obserwował badawczo twarz chłopaka.
Jankew potakiwał, nie mogąc się doczekać, aby Ariel mówił dalej.
– Ojciec, rozumiesz – kontynuował – gdy tylko usłyszał takie słowa, był
gotów wyrzucić gościa z domu. Ale chyba przyszło mu do głowy, że jako do-
datek do innych grzechów będzie miał ludzkie życie na sumieniu. Bo ten gość
był uciekinierem z Sybiru, rozumiesz, i chciał, aby ojciec mu pomógł ukryć się
przed Ochraną . A ojciec bardzo chciał zmyć swoje grzeszne czyny jakąś waż-
9
ną micwą. No… więc siedział z tym gościem i płakał jak baba. I ja płakałem
jak baba po drugiej stronie ściany. Bo gość wypowiedział na głos to wszyst-
ko, co mnie dręczyło… I nie musiał mnie przekonywać do siebie, ponieważ
wsłuchiwałem się w jego słowa całym sercem, całym życiem, można wręcz
rzec – od dnia moich narodzin, ale dopiero teraz się o tym przekonałem…
Wiedziałem, że to nie były słowa sitry-achry, lecz słowa prawdy, słowa człowieka,
który szanuje zarówno samego siebie, jak i mojego ojca… każdego człowieka.
8 Nawiązanie do szewirat ha-kelim – pojęcia obecnego w kabale luriańskiej, opisującego katastrofę
stojącą u początków świata, kiedy doszło do potłuczenia naczyń, które miały pomieścić boskie
światło. Zob. przypis na str. 174.
9 Zob. przypis na str. 69. 329