Page 190 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 190

że prześwituje spod niego, co jest pod spodem. A… a dlaczego nazywasz go
           obłudnikiem?
             Nechla aż podskoczyła na poduszce i odsunęła się trochę od Hindy.
              – Dlaczego udajesz, że nie masz pojęcia? Wiesz przecież dobrze, co całe
           miasto o nim opowiada. A ja mam też z nim moje własne porachunki. Przyczepił
           się do mojego starego jak pijawka i wysysa z niego życie. Już nieraz o mało nie
           doszło do tego, żeby ten grubianin mojego starego, oby był zdrowy, poczęstował
           pięścią.
              – Co takiego reb Josel ma przeciwko twojemu mężowi? – wyjąkała Hinda.
           Sama nie wiedziała, dlaczego brała tak do siebie, co Nechla mówiła o Joselu.
              – Idź, zapytaj go. Jesteś przecież jego sąsiadką. Wystajesz z nim przed skle-
           pem całymi dniami. Od ilu to już lat, co? Słyszałaś choć raz ludzkie słowo z ust
           tego mruka? Żąda, żeby inni postępowali słusznie, a sam ma gdzieś przyzwoitość
           i niejeden zakaz złamał… nocując po wsiach. Przy tym zachowuje się tak, jakby
           cała synagoga do niego należała. Niemała to rzecz przecież takie wspaniałe
           pochodzenie – z rodziny flisaków! – Nechla spojrzała na Hindę ostrym, pełnym
           złości wzrokiem. – Znasz mnie przecież Hindo, czy nie? Wiesz więc, że nie jestem
           złośliwą plotkarą. Wszystko, co wiem, pochodzi z pierwszej ręki – od mojego wła-
           snego męża, oby był zdrów. I co byś o nim nie myślała, nie możesz powiedzieć, że
           nie jest uczciwym człowiekiem, albo że nie wie, co mówi… Tobie jednak, widzisz,
           dziwię się. Jak może taki znawca ludzi jak ty… nie wyczuć zawczasu… Mogłaś
           przecież już wcześniej zauważyć, że coś jest nie tak z tym „cadykiem”…
              – Co zauważyć? – zapytała z trudem Hinda.
              – No choćby to, jak on się zachowuje wobec ciebie.
              – Niby jak? To przecież mój stary, dobry sąsiad.
              – Dobry? – Nechla roześmiała się gorzko. – Wiesz, Hindo, czasami zdaje mi się,
           że to, co mówisz, jest fałszywe… że też jesteś nikim więcej, jak tylko… obłudnicą.
              Hinda spojrzała na nią szeroko rozwartymi oczyma. Co takiego uczynił Josel
           Obed, że Nechla mogła ją aż tak obrazić? Skąd w takiej dobrej i nieszczęśliwej
           kobiecie wzięło się tyle goryczy i złości?
              – Obrażasz mnie, Nechlo… – wyszeptała, a jej oczy nabiegły łzami.
              – Ja cię obrażam? To ty obrażasz mnie! Jeśli jesteś moją dobrą przyjaciółką,
           powinnaś być też przyjaciółką mojego męża, czyż nie? Nie powinnaś trzymać
           z jego wrogami! A ty co? Ty tylko udajesz. Tak, tak właśnie jest. Dlaczego tak
           troszczysz się o tego handlarza wapnem, co? A to o mnie przecież powinnaś się
           troszczyć. Rozumiem więc, że po prostu masz mnie w nosie. – Oczy Nechli też
           napełniły się łzami, chociaż rzadko płakała.
              – Nie mów tak, Nechlo… – prosiła drżącym głosem Hinda.
              – Niby dlaczego mam tak nie mówić? – Nechla nie miała zamiaru pozostać
           jej dłużną. Szybko obtarła twarz rękawem swojej świątecznej sukni i zawołała:
           – Mogę przecież mówić prawdę!
    190       – To nie jest prawda.
   185   186   187   188   189   190   191   192   193   194   195